sobota, 30 stycznia 2010

Owszem, bynajmniej

Umberto Eco napisał kiedyś przezabawny felieton na temat używania przez Włochów słowa "dokładnie". Pastwił się w nim nad tą kalką (wzorem jest angielskie exactly) bezlitośnie, podtykając rodakom pod nos liczne zamienniki. Pewnie nie przypuszczał, że "dokładnie" (wersja rozwinięta: "dokładnie tak") nie jest jedynie utrapieniem Włochów, ale i Polaków, którzy niejako wbrew swej rozwichrzonej, słowiańskiej naturze, werbalnie upodobali sobie dokładność.

Ja, podobnie jak Eco, na "dokładnie tak" mam uczulenie, z którego pewnie z czasem wyrosnę (czyli się przyzwyczaję), chyba że - co bardzo prawdopodobne - zapanuje moda na jakieś inne wyrażonko. Można by się nawet zabawić w typowanie kolejnych kalek językowych, które zaśmiecą nam polszczyznę. Notabene, zabawne, że dopełniacz liczby mnogiej słów "kalka" i "kaleka" brzmi identycznie, co w tym kontekście nabiera szczególnego znaczenia.

Z drugiej strony, niektóre kalki mogłyby być nawet interesujące i dodawać naszym wypowiedziom smaczku. Weźmy takie angielskie indeed. Po naszemu: w istocie, w rzeczy samej. Anglik powie: I am very glad indeed, co wcale nie znaczy, że ów Anglik płonie z radości, bo oni w ogóle rzadko płoną z czegokolwiek. Za to kiedy Polak powie: Bardzo się cieszę, w rzeczy samej - o, to zupełnie co innego! Bo wcale nie wiadomo, czy on się cieszy aż tak bardzo, czy też może zdanie ocieka sarkazmem i nasz Polak nie cieszy się ani trochę. A kiedy dodamy do tego przeczenie - No, indeed - otrzymamy nasze polskie "bynajmniej", z którym kłopotów jest do licha i ciut ciut, o czym z właściwą sobie błyskotliwością opowiedział Wojciech Młynarski w piosence pod tym właśnie tytułem*.

Wracając jednak do osławionego "dokładnie (tak)", muszę się przyznać do pewnej słabości. Otóż mam swój ulubiony zamiennik tej kal(e)ki, którego być może nieco nadużywam - w każdym razie z słowie mówionym (w pisanym pilnuję się, w rzeczy samej). Jest nim słowo "owszem". Lubię je nie tylko ze względu na jego urocze, szeleszczące brzmienie, ale i zawartą w nim przewrotność. Bo "owszem" może oznaczać zarówno potwierdzenie (jak twierdzi słownik PWN, "z odcieniem rezerwy"), jak i przeczenie. Innymi słowy, mówiąc "owszem", mogę mieć na myśli "tak, w rzeczy samej" lub "bynajmniej, wręcz przeciwnie". Tym samym, jako rozmówca robię się tajemnicza i nieodgadniona, co dla kobiety nie jest bez znaczenia. Bo czyż któraś z nas chce być otwartą księgą? Owszem, bynajmniej nie ja!


* Bynajmniej

Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu
Choćby najbardziej pobieżnym,
Że się spotkali pan ten i pani
W pociągu dalekobieżnym.
 

Ona - na pozór duży intelekt,
On - jakby trochę mniej,
Ona z tych, co to pragną zbyt wiele,
On szeptał jej:

Za kim to, choć go wcześniej nie znałem,
Przez ciasny peron się przepychałem?
Za Panią, bynajmniej za Panią...
Przez kogo płonę i zbaczam z trasy,
Czyniąc dopłatę do pierwszej klasy?
Przez Panią, bynajmniej przez Panią!
Byłem jak wagon na ślepym torze,
Pani zaś cichą stać mi się może
Przystanią, bynajmniej, przystanią...
Mówię, jak czuję, mówię, jak muszę,
Gdzie Pani każe - tam z chęcią ruszę
Za Panią, bynajmniej za Panią!

Ta pani tego pana męczyła
Przez cztery stacje co najmniej,
Zwłaszcza złośliwie zaś wyszydziła
Użycie słowa "bynajmniej".

A on - cóż, w końcu nie był zbyt tępy,
Cokolwiek przygasł - to fakt,
Jednak ogromne zrobił postępy,
Mówiąc jej tak:

Człowiek czasami serce otworzy.
Kto go wysłucha? Kto mu pomoże?
Nie pani, bynajmniej nie pani...
I kto, nie patrząc na tę zdania składnię,
Dojrzy, co człowiek ma w sercu na dnie?
Nie pani, bynajmniej nie pani...
Dla pani, proszę pani, wszystko jest proste:
Myśli są trzeźwe, słowa są ostre
I ranią, cholernie mnie ranią!
I wiem, że jeśli szczęście dogonię,
W cichej przystani kiedyś się schronię,
To nie z panią, bynajmniej nie z panią!

Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu,

Które jest prawie skończone,
Że gdy rozstali się ten pan z panią,
Szedłem za nimi peronem.
I wówczas - tego, co się zatliło
I uleciało w dal,
Przez małą chwilę mi się zrobiło
Bynajmniej żal...

                        
                         Wojciech Młynarski

1 komentarz:

  1. My się już, Beato, z tych kalek bynajmniej nie wyzwolimy. :)

    OdpowiedzUsuń