Są dwa niechybne sposoby, by sknocić każdą, nawet najprostszą potrawę: a) niewolniczo trzymać się przepisu; b) za bardzo chcieć. Obie metody w zasadzie wzajemnie się wykluczają, czego dowiodę za chwilę, ale obie są równie skuteczne. Stosując którąś z nich, można spieprzyć pieprzówkę, chrzanić chrzan i spierniczyć piernik. Słowem - można zepsuć absolutnie wszystko.
Metoda pierwsza, pozornie bezpieczna, w istocie bezpieczna wcale nie jest. Książki kucharskie są bowiem zwykle napisane w taki sposób, jakby ich odbiorcami miały być wyłącznie osoby biegłe w sztuce kulinarnej, mające miarkę w oku i wagę w dłoni oraz wiedzące dokładnie, co to znaczy "dobrze nagrzany piekarnik" oraz "zblanszować warzywa". Jeśli więc ktoś nie urodził się w czepku (kucharskim, rzecz jasna), marne szanse, że realizując punkt po punkcie przepis na jajecznicę, poda na stół coś, co choć z grubsza jajecznicę przypomina.
Metoda druga - "za bardzo chcieć", znana też pod mniej lapidarną nazwą "to się musi udać, bo inaczej się zabiję", nie da się stosować łącznie z metodą pierwszą. Albowiem "chcieć za bardzo" oznacza najczęściej "poprawiać przepis". Autor książki kucharskiej zaleca dodać do ciasta 25 dag miodu? E, te przepisy zawsze takie oszczędne - dodajmy jeszcze trochę! W książce stoi jak wół "piec przez 30 minut w dobrze nagrzanym piekarniku"? Hm, może jednak na wszelki wypadek popiekę to coś jeszcze kwadransik - a nuż nie nagrzałam dostatecznie? W rezultacie, dodajemy tego miodu trochę za dużo, a kwadransik okazuje się kwadransikiem krytycznym, po którym nasz wypiek zaczyna podejrzanie pachnieć i wyglądać jak prosto z kopalni węgla kamiennego.
Czy zatem jest jakiś sposób, by gotować sprawnie i bezstresowo, a nasze wyroby nadawały się do spożycia? Jasne! Ja mam dwa. Pierwszy polega na tym, by gotować wyłącznie to, w czym po latach prób i błędów osiągnęło się prawdziwy i niepodważalny kunszt. Druga metoda zaś jest przeciwieństwem metody "za bardzo chcieć" i nosi nazwę "mieć to w nosie". Moje ptysie przypominają bardziej kajzerki niż te na fotce w książce pt. "Wypieki domowe"? I co z tego! Za to krem mi wyszedł pierwsza klasa! Sernik zapadł się w sobie i zwęglił po bokach? Oj tam! Boczki się obkroi, a dołek zaleje czekoladą. Piernik wykipiał z formy, zalał cały piekarnik i mimo dwóch godzin pieczenia nadal jest kleistą i coraz bardziej cuchnącą mazią? Trudno! Zjemy sałatkę owocową - zdrowsza i nie tuczy! Smacznego!
Tekst dedykuję Mężczyźnie Mojego Życia, który zamiast piernika zje sałatkę owocową, a w ramach prezentu imieninowego otrzymuje ten felieton. Kochanie, przepraszam - zwłaszcza za piekarnik!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
;)))Czy to znaczy, że zaszczyt mycia piekarnika jest prezentem dla solenizanta ? ;))) z życzeniami udanych imienin i sukcesu w szorowaniu, polecam płyn do pucowania piekarników marki "Huj" :) ) to nie żart) Pozdro B..
OdpowiedzUsuńNie, aż taka przewrotna nie jestem. Piekarnik umyłam sama. Tortownicę też, choć korciło mnie, żeby to oblepione mazią naczynie po prostu cisnąć do śmietnika. Odskrobałam resztki z rusztu. Niestety, wspomnianego płynu marki "Huj" nie miałam i w ogóle nie widziałam takowego w polskich sklepach - pewnie producent specjalnie na nasz rynek zmienił nazwę. A szkoda - mógłby wykorzystać w kampanii reklamowej piosenkę Elektrycznych Gitar "Wszystko ch...!" Tyle, że zamiast tekstu: "Byłem w Rio, byłem w Bajo, miałem bilet na Hawaje...Wszystko ch...!", tekst brzmiałby "Myłem w Rio, myłem w Bajo, myłem także na Hawajach..., Wszystko h...!"
OdpowiedzUsuńWitaj Beatko. Bardzo Ci współczuję no cóż chce sie dobrze a wychodzi tak jak wychodzi. Ja jestem antytalent jeżeli chodzi o wypieki (kupuje a nieraz moja Beata coś upiecze,Beatko szkoda,że tak daleko od siebie mieszkamy poszłybyśmy do mojej Beaty na lekcję).Będę szukać tego płynu bo jak coś mi nie wyjdzie to wezmę "HUJ" i będzie dobrze.;);)
OdpowiedzUsuńAniu, spoko. Dałam sobie radę i bez płynu na literkę "h". ;) A co do wypieków, to nie ma co płakać nad rozlanym piernikiem. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńMiłe Panie jutro zrobię fotkę tego "cuda"i podrzucę. Doskonale sobie radzi z piekarnikami i rusztami. Pozdro. B.
OdpowiedzUsuń