piątek, 22 stycznia 2010

Ten paskudny zaraz

Nie, to nie będzie tekst o grypie - ptasiej, świńskiej czy tygrysiej, ani o żadnym innym zaraźliwym paskudztwie. Wspomniany w tytule "zaraz" nie jest zgrubieniem słowa "zarazek", choć można by się w sumie zastanowić, czy to "zarazek" nie jest przypadkiem zdrobnieniem słowa "zaraz". Tak czy siak, z zarazkami nie ma ów "zaraz" nic wspólnego. No, może poza tym, że jest równie wredny, uciążliwy i trudny do wytępienia, jak najbardziej zjadliwe, upierdliwe i niewrażliwe na medykamenty zarazki. Oraz tym, że w skrajnych przypadkach wywołuje bardzo nieprzyjemne objawy, z ciężką reakcją alergiczną włącznie.

Jedną z nieszczęsnych ofiar takiej właśnie alergii na "zaraza" jestem ja. Objawy pojawiły się dosyć dawno, ale je zlekceważyłam i choroba postępowała zdradliwie aż do stanu, w którym leczenie objawowe już nie wystarcza. Potrzebna jest interwencja zgoła chirurgiczna - trzeba dokonać ekstrakcji "zaraza", co - rzecz jasna - może być operacją bolesną. I któż przewidzi efekty uboczne?

Niestety, na tym nie koniec. Bo nawet jeśli operacja się powiedzie i "zaraz" zostanie usunięty skutecznie i trwale, istnieje spore ryzyko, że w jego miejsce pojawi się inny czynnik alergizujący, czyli niejaki "już". Należy on do tej samej grupy co "zaraz" i daje podobne objawy kliniczne - przyspieszony puls, podwyższone ciśnienie, a w skrajnych przypadkach - pianę na ustach. Leczenie - identyczne jak przy "zarazie", rokowania - równie optymistyczne.

Wygląda na to, że są tylko dwa wyjścia: albo przyzwyczaję się do "zaraza" i alergia nań przestanie być aż tak dokuczliwa, albo pewnego dnia "zaraz" zniknie w cudowny sposób, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie, które z czasem przerodzi się w zabawną anegdotę. Jak poznam, że ten dzień nadszedł? O, bardzo prosto. Wystarczy, że gdy spytam córkę: "Zosiu, kiedy zamierzasz się wziąć do lekcji?", moja latorośl odpowie: "Za dwanaście minut/trzy kwadranse/godzinę/jutro/za miesiąc (niepotrzebne skreślić)." W żadnym wypadku ZARAZ.

6 komentarzy:

  1. Beato - do zaraza ostatnimi czasy doszlusowało coś, co mnie przyprawia o stan bliski furii; w wykonaniu dziennikarzy powoduje, że mam ochotę w ekran walnąć tłuczkiem od moździeża: jest to "dokładnie" - głupawy wytrych, majacy odpowiadac twierdząco na każde pytanie, zaczynające się na "czy..."
    Nie sądzisz, że mam rację? Dokładnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jadziu, doskonały felieton na temat "dokładnie" (w rozszerzonej wersji "dokładnie tak") napisał Umberto Eco (tekst znajduje się w zbiorze "Zapisku na pudełku zapałek"). Zwrócił w nim uwagę na ten żywcem przekalkowany z angielskiego (exactly) zwrot i zaproponował szereg fantastycznych zamienników. Okazuje się, że Włosi już dawno mieli z tym problem. Może nasi dziennikarze powinni więcej czytać? Na przykład - Eco. :))

    OdpowiedzUsuń
  3. od pierwszego słowa. Beato wiedziałam w czym rzecz w sprawie "zaraz-u".
    jak dziś pamiętam, na moje "zaraz", otrzymywałam od ś.p. Mamy pytanie: kiedy "zaraz" ? zaraz teraz?, zaraz za chwilę, zaraz potem, czy zaraz już ? ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Moi rodzice w ogóle nie tolerowali "zaraza". Na mnie działa jak płachta na byka. Podobnie jak takie dłuuugie, pełne ociągania "Juuuuż". :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Beatko, powiem że mi raźniej,że nie tylko u mnie się zaraz- a rozprzestrzeniła. (aczkolwiek, to sprawy nie załatwia.)
    "przyspieszony puls, podwyższone ciśnienie, a w skrajnych przypadkach - pianę na ustach ". U mnie jest jeszcze coś - telepie mnie. :)

    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz, Ewo, najzabawniejsze, że walka z "zarazem" to donkiszoteria. Mam w domu trójkę wyznawców "zaraza" i żadne metody nie pomagały (nie pomagają). Pocieszające jest to, że z tego się chyba po prostu wyrasta. Z wiekiem, człowiek zaczyna lepiej czuć wartość czasu i przywiązywać do niego większą wagę. Człowiek ma coraz większą potrzebę planowania i panowania nad czasem. Co za tym idzie, takie nieprecyzyjne "zaraz" czy "już" przestaje wystarczyć.
    Wniosek? "Zaraza" trzeba po prostu przeczekać. :)

    OdpowiedzUsuń