wtorek, 26 stycznia 2010

Kino do de

Usłyszałam dziś w radio mrożącą krew w żyłach informację. Na rynek wkrótce trafią telewizory pozwalające odbierać obraz w 3D. Trójwymiarowo, znaczy. Ergo, to, co przeżyłam podczas kinowej projekcji "Awatara", teraz będę mogła sobie zafundować w domu, popijając kawę (zamiast coli) i chrupiąc orzeszki (zamiast popcornu). Kiedy główny bohater wzleci nagle w przestworza na barwnym pterodaktylu, ja wzlecę razem z nim, błędnik mi oszaleje i obleję się gorącą kawą (zamiast zimnej coli), a po całym pokoju rozsypię orzeszki (zamiast popcornu). Będzie super.

Okazuje się jednak, że 3D to już niejako przeżytek i nie ma się czym ekscytować. W tym samym radio wystąpił przedstawiciel jednego z producentów odbiorników RTV i oznajmił radośnie, że co sobie będziemy żałować! Dołóżmy jeszcze 4-e i 5-e D! Czwartym będą doznania zapachowe, o piątym nic nie powiedział, ale wydedukowałam, że chodzi o zmysł dotyku.

Hm..., wyobraźmy to sobie. Obejrzyjmy w 5D (na razie, tylko hipotetycznie) film "Złoto dla zuchwałych". Jest tam taka scena, w której amerykańscy żołnierze kryją się przed pociskami niemieckiego Tygrysa. Pech chciał, że na kryjówkę wybrali sobie niszę tuż przy drewnianym wychodku. Tygrys strzela, trafia w wychodek... Co dalej - łatwo sobie dośpiewać. Nasi bohaterowie wychodzą bez szwanku (w końcu, to komedia), ale za to ubabrani po czubek głowy. A my... A my, dzięki cudownej technologii 5D, nie dość, że czujemy roznoszący się w powietrzu wiadomy zapaszek, to jeszcze, za sprawą szóstego D... Yyy, lepiej sobie za dużo nie wyobrażać!

Wychodzi więc na to, że te wszystkie D mogą nam faktycznie dostarczyć niezapomnianych doznań. Pytanie tylko, czy upragnionych. Nie jestem pewna, czy za każdym razem, gdy bohater filmu splunie, chciałabym mieć na twarzy wilgotny ślad, a nosem wyczuć do bólu realistyczny zapach jego potu. Idąc tym torem myślenia, można dojść do wniosku, że wielu filmów po prostu nie da się w 5D oglądać. Weźmy obrazy historyczne, w których akcja toczy się w wiekach średnich, kiedy to - jak wiadomo - z higieną osobistą bywało różnie, a miasta - wszystkie jak leci - cuchnęły w sposób niewyobrażalny. Z takiego seansu można nie wyjść żywym. 

Przewiduję, że jak tak dalej pójdzie, wkrótce zatęsknimy za kinem niemym, w którym Agnes Ayres nadekspresyjnie okazywała miłość Rudiemu Valentino, a ludzie wzruszali się do łez, choć nie czuli zapachu perfum pięknej Agnes ani tchnienia pustynnego wiatru na twarzach. I pewnie szybko uznamy, że kino, które opiera się na dorzucaniu kolejnych D, jest po prostu kinem do de.

3 komentarze:

  1. Ostatnio odradza się moda na Chaplina. To chyba początek tego o czym piszesz. Idziemy do kina na Avatar, wracamy i oglądamy Chaplina... Możliwe, że to kwestia nie samego 3D a zastępowania treści zwykłym efekciarstwem. I to nie znaczy, ze film Camerona mi się nie podobał... Podobał, ale nie chciałabym żeby tylko takie kino istniało. I jestem przeciwna 4D, 5D i innym takim cudactwom. A pomysłodawcy zapachów w kinie powinni zacząć od oglądania w tej wersji "Pachnidła".

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście realia z poziomu 4-5D jeszcze daleko, a co do nabycia tego tałatajsta drogą kupna do własnego domu - jeszcze dalsza.
    Dzieki temu nie bedziesz, Beato piła na własnej kanapie Coli, co w prawdziwym kinie nalezy do obowiązku. :)
    Ps. średniowieczny poziom higieny istnieje do dziś w formach przetrwalnikowo-osobniczych i nic wspólnego z kinem 4D nie ma. Raczej z jedną d... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też natychmiast pomyślałam o "Pachnidle". Myślę, że obsługa kina cuciłaby trzy czwarte widowni. A ta jedna czwarta, co by została przy zmysłach, najpierw wyszłaby z kina, a potem wytoczyła proces kinu lub dystrybutorowi. :)
    Mnie te wszystkie "D" właśnie pachną (nomen omen) efekciarstwem. Efekty zastępują treść, a to się musi skończyć powrotem do tradycyjnych form odbioru. Stąd nieśmiertelny Chaplin...

    OdpowiedzUsuń