wtorek, 5 stycznia 2010

Klik, klik - problem znikł!

Oto doskonała wiadomość dla ludzi cierpiących na uzależnienie od sieci: już wkrótce sformalizowany zostanie zawód internetowego psychologa! Teraz każdy, kto z dala od Internetu czuje się jak narkoman na głodzie, będzie mógł bez wyrzutów sumienia spędzać życie w wirtualnym świecie, mając w dodatku poczucie, że czyni to dla własnego dobra. Będzie mógł godzinami siedzieć na skajpie lub gadu-gadu, gdzie za przystępną stawkę (przystępną, w porównaniu do stawek psychologów "realnych") wirtualny psycholog udzieli mu kompetentnej porady, jak się wyplątać z sieci. Będzie mógł pisać długie mejle, opowiadając o swoich problemach i czytać równie długie, zawierające analizę tychże. Super!

Oczywiście, wirtualny psycholog (dla zmyłki zwany internetowym, coby nie sprawiać wrażenia, że go nie ma) nie będzie się ograniczał do "leczenia" wyłącznie uzależnionych od sieci. Będzie leczył wszystko i wszystkich, prowadząc także internetowe kursy rozwoju oraz tłumacząc sny (sic!). Klik, klik - problem znikł! W niektórych przypadkach tych "klików" będzie pewnie więcej, w innych nieco mniej, ale i tak dostępność usługi będzie większa niż w wypadku psychologa z gabinetem i wiszącym na ścianie dyplomem.

Niektórzy malkontenci utrzymują, że taki sposób prowadzenia porad czy - nie daj Boże - terapii - jest co najmniej ryzykowny. Brakuje w nim bowiem osobistego kontaktu, ponoć niezbędnego w pracy psychologa (psychoterapeuty). E tam, przesada. Skoro można się zakochać przez internet, to co dopiero doradzać (choćby i w kwestiach uczuciowych komplikacji). W końcu emotikonki z powodzeniem zastępują mimikę i jeśli ktoś nie pomyli znaczków, to jego stan emocjonalny będzie dla terapeuty widoczny jak na dłoni. Chyba, że terapeuta się nie zna, ale tu otwiera się pole dla różnego rodzaju trenerów, którzy za przystępną stawkę raz-dwa przeszkolą terapeutę w zakresie internetowego kodu emocjonalnego.

Trochę mnie jednak niepokoi kwestia tożsamości wirtualnego - pardon!- internetowego psychologa. Jak przestrzegają znawcy tematu, Internet to doskonałe miejsce dla uprawiania różnego rodzaju oszustw i procederów przestępczych, bo tu stosunkowo łatwo zachować anonimowość - przynajmniej do czasu wkroczenia policji i prokuratora. Ale wtedy, na ogół, jest już za późno, bo krzywda się stała i się nie odstanie. Pół biedy, jeśli na skajpie zaczepi nas oficer ochrony prezydenta Mahmuda Abbasa (taki zaszczyt kopnął mnie jakieś dwa lata temu: szczegóły tu ). Gorzej, jeśli wybrany przez nas psycholog, który ma nam pomóc rozprawić się z upiorami przeszłości, sam okaże się upiorem teraźniejszości lub - w najlepszym wypadku - świeżo upieczonym magistrem psychologii, który w dodatku pracę dyplomową obronił na trzy z minusem.

Reasumując, pomysł wydaje się co najmniej kontrowersyjny. Choć, jeśli się weźmie pod uwagę, że Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zamierza wydać rozporządzenie zatwierdzające formalnie zawód wróżbity, psycholog internetowy broni się całkiem nieźle. Dostrzegam w tym nawet pewną logikę, a także wyraz uduchowienia rzeczonego ministerstwa. Które najwyraźniej postanowiło oderwać się od szkiełka i oka. Może pod wpływem internetowego wróżbity?

4 komentarze:

  1. Podejrzewam, Beato, że odwyk od internetu dla ludzi całkowicie uzaleznionych (kiedy uz i o jedzeniu dla dzieci zapominają) - mozna przeprowadzić skutecznie sposobem "na papierosa" czyli rzucić zdecydowanie i natychmiastowo.
    Co w przypadku internetu oznaczłoby wywalenie sprzętu na smietnik, po uprzednim zdemolowaniu go przy pomnocy młotka. :)
    Wszystki inne środki - to półśrodki.Z wyjątkiem kasy dla psychologów.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, tak. Kasa dla psychologów to całkiem konkretne... środki. ;) A tak serio, to pomysł, by oddawać swoje życiowe sprawy w ręce kogoś, kogo się nigdy nie widziało na oczy, można chyba porównać z leczeniem się przez telefon. Lekarz, który postawi w ten sposób diagnozę,chyba coś przegapił na wykładach.

    OdpowiedzUsuń
  3. śmichy chichy sobie robicie, a całkiem serio znam osobę, która święcie wierzy w pewnego lekarza hiszpańskiego , który leczy ją przez internet z b. skomplikowanej choroby przypominającej raka piersi.
    jest to osoba dorosła, wykształcona i bagażem doświadczeń życiowych.
    a co do uzależnienia od internetu, to jest to chyba jeszcze najmniej groźny nałóg jaki znam ;)))
    PS. nie wiem dlaczego z konta googlowego można wysłać tylko jeden komentarz, dlatego drugi wysłałam jako "anonimowy" Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu, ten śmiech to taki trochę histeryczny jest. Bo sprawa, tak naprawdę, bardzo poważna. Ludzie chorzy czy uzależnieni gotowi są sięgnąć po wszystko, co daje im nadzieję. Stąd różnej maści szarlatani mają pole do popisu. Tonący brzytwy się chwyta, zatem ktoś musi go przed tą brzytwą chronić. Zanim jakiś urzędnik złoży swój podpis pod rozporządzeniem formalizującym terapię przez internet, powinien się dobrze zastanowić, czy chciałby, by np. jego córka w ten sposób "leczyła się" z jakiegoś uzależnienia.
    A co do uzależnienia od sieci, nie lekceważyłabym tego - znane są przypadki skrajne, rujnujące wprost życie. Każde uzależnienie pozbawia nas wolności - w tym tkwi jego zasadnicze zło.
    Pozdrawiam serdecznie.:)

    OdpowiedzUsuń