sobota, 23 maja 2020

Dwa psy, kot i kaczki, czyli opowiastka z morałem


Każda opowiastka powinna mieć wstęp, rozwinięcie i zakończenie. A zatem...

Był piękny, majowy piątek. Słońce, lekki wiatr, Ogród Saski, ja, PiW i Morti - nasz husky. Zasłużony spacer po długim dniu pracy zdalnej, od której kręgosłup wysiada i psyche siada. Na twarzach maseczki ochronne, psia ich mać, a na psim pysku wyraz głębokiej satysfakcji, że on kagańca nosić nie musi.

Idziemy tempem zmiennym, bo Morti lubi sobie przypomnieć, że w żyłach mu płynie krew psów pociągowych, więc czasem stępa, czasem truchtem, a czasem kłusem. Fajno jest. Nagle - stop! Na krawędzi trawnika siedzi trzech młodzieńców w wieku podstawowo-szkolnym, jeden trzyma w ręku patyk. - Jaki śliiiiczny piesio! Można pogłaskać? - Można...

Zaczyna się głaskanie, Morti dostaje patyk, więc już wiadomo, że trochę tam postoimy. Żeby nie było drętwo, zaczynam rozmowę. Dzieciaki okazują się komunikatywne, nawijają jeden przez drugiego.
- Ja też mam psa! - mówi ten od patyka.
- A ja mam dwa! - przebija drugi.
- Ja mam jorka - dodaje trochę nieśmiało trzeci, jakby nie był pewny, czy jork w ogóle liczy się za psa.

Okazuję zainteresowanie, pytam o rasy i imiona zwierzyńca. Ten od patyka ma spanielkę imieniem Maja. Ten drugi za to wali z grubej rury:
- A ja mam malamuta i... ten, tego, jak on się nazywa... owczarka niemieckiego!
Kiedy pytam o imiona, długo się zastanawia, by w końcu wybąkać coś niewyraźnie. Ale zaraz dodaje:
- I mam jeszcze kota! I... kaczki!
- Kaczki? - dziwię się nieco - I jak one wszystkie żyją ze sobą? Psy nie polują na kota, a kot na kaczki?
- Nie, skąd! - zapewnia młodzian, już bardziej pewny siebie - Nawet śpią razem!

W tym momencie Morti wypluł ostatnie wióry po patyku, więc mogliśmy ruszyć dalej, życząc młodzieńcom miłego dnia.
- Malamut, wilczur, kot i kaczki - kręciłam głową ze zdumieniem. - Nie sądzisz, że coś tu nie gra? PiW załatwił sprawę krótko:
- Jasne, że nie gra. Głowę dam, że dzieciak nie miał nawet kanarka. Nie chciał być gorszy od kumpli, więc coś tam wymyślał. Tyle że przeholował.

Trochę mi się zrobiło żal "właściciela" malamuta, wilczura, kota i kaczek. Miał w oczach coś takiego.... A potem naszła mnie refleksja, że niezależnie od tematu trzeba uważać z narracją. Żeby się nam zanadto nie rozhulała. Bo malamuta i wilczura pewnie przełknęłabym gładko. Kot uszedłby w tym tłoku. Ale kaczki?

Uważajmy, żeby nie pójść o kaczki za daleko.

 Rożeniec zwyczajny, Fot. Wikipedia, domena publiczna