środa, 25 lutego 2015

Ile jest wart Kamil Durczok

Wchodzę ci ja na Facebooka i co widzę? Super Express ogłasza wszem i wobec, że - cytuję: "Kamil Durczok wart jest ZERO ZŁOTYCH!" (pisownia oryginalna). Przeczytałam tylko tytuł, dalej nie chciało mi się wchodzić. Niesmak.

Aferę Durczok-gate znam o tyle o ile. Głównie z nagłowków. W sumie, mało mnie interesuje, czy molestował, ćpał czy co tam jeszcze niecnego mu się zarzuca. Ale w tym superekspresowym tytule jest coś, co kazało mi się przez chwilę przy tym temacie zatrzymać. Jakaś nieprzyzwoitość.

Bo było, nie było, przecież tu mowa o człowieku. Nie o meblu, akcjach, obligacjach czy obcej walucie. Nie o obrazie czy najnowszym modelu bentleya. SE sprowadził ludzką osobę do kategorii czysto merkantylnych. Durczok był wart na rynku tyle a tyle, dziś nie jest wart nic.

Ja tego nie kupuję. Nieważne, co zrobił, albo czego nie zrobił pan redaktor KD. I tak nie zasłużył na to, żeby stać się pozycją w cenniku. Kamil Durczok, jak każdy nasz bliźni, wart jest tyle, ile dobrego w życiu zrobił. A na ten temat Super Express wiedzę ma raczej nikłą.

wtorek, 24 lutego 2015

Idę na Idę

Taki przynajmniej mam zamiar. O filmie słyszę od wielu miesięcy - najpierw od koleżanki, która poszła do kina, obejrzała i wpadła w zachwyt, potem od mediów - głośno, głośniej, coraz głośniej, w miarę jak zbliżał się termin rozdania Oscarów, a szanse "Idy" rosły. 

Wiele razy mieliśmy z mężem się wybrać. Jakoś nie wyszło. Zatem kompletnie nie mam pojęcia, czy "Ida" dobra, wybitna, czy wręcz przeciwnie. Nie wiem też, jakie niesie przesłanie. Tymczasem jednak całkiem bezinteresownie cieszę się z tego polskiego Oscara. I tej satysfakcji nie mąci nawet nieco kąśliwy (czyżby nutka zawiści?) komentarz Agnieszki Holland, że musiał facet aż z Oksfordu przyjechać, żeby Akademia doceniła polską produkcję. Skoro tak, to fajnie, że przyjechał, zwłaszcza że dzięki temu, na oscarowej gali wygłosił niezłą mowę, w języku, który wszyscy na sali zrozumieli.

Jak już dotrę na "Idę, kto wie, może powieszę pieska albo dwa (miłośników zwierząt uspokajam: METAFORYCZNIE). A może zapieję z zachwytu. A może ani jedno, ani drugie. Ale i tak będzie mi miło, że tym razem Oscar poszedł w polskie ręce. W końcu, to nie zdarza się co roku. 

wtorek, 3 lutego 2015

Stara śpiewka (moja)


Spotkałam anioła. Skrzydła miał zwichrzone,
szatę przybrudzoną i oczy zmęczone.
Nie patrzył mi w oczy. Milczał zagadkowo.
A kiedy spytałam, kręcił tylko głową.

Więc spytałam znowu - jak osioł uparta.
(Przecież nie odeśle mnie chyba do czarta?)
Spytałam, czy znajdę, czego los mi nie dał.
Ramionami wzruszył i tak mi zaśpiewał:

Znajdziesz kiedy indziej,
lecz samo nie przyjdzie.
Znajdziesz w innej porze,
znajdziesz kiedyś może…
Znajdziesz za lat parę,
być może, za karę.
Być może w nagrodę,
może na osłodę.
Lecz samo nie przyjdzie –
znajdziesz… kiedy indziej.

Więc szukam i czekam. Czas płynie powoli.
Więc szukam i czekam. Choć to czasem boli.
Choć czasami rani niczym ostra brzytwa.
A w głowie mi plącze się tamta „modlitwa”:

Znajdę kiedy indziej,
lecz samo nie przyjdzie.
Znajdę w innej porze,
znajdę kiedyś może…
Znajdę za lat parę,
być może, za karę.
Być może w nagrodę,
może na osłodę.
Lecz samo nie przyjdzie –
znajdę… kiedy indziej.