Tak czy siak, postanowiłyśmy wraz z Przyjaciółką (niezorientowanych informuję, że zawsze piszę Ją wielką literą, gdyż jest to Przyjaciółka od przedszkola i - jak sądzę - na całe życie) przygotować się na te Dolomity, bo trudno zachować wdzięk, gdy nogi się trzęsą, a zadyszka uniemożliwia wyartykułowanie prośby o pomoc. W tym celu, od mniej więcej tygodnia, regularnie uczęszczamy na siłownię, żeby poprawić stan mięśni nóg i ogólną formę.
Siłownia jest fajna, dobrze wyposażona i dająca liczne możliwości, z których korzystamy wybiórczo i rozsądnie, żeby nie paść ofiarą przetrenowania. Przy okazji, zerkamy sobie na ogromne monitory, na których wyświetlane są rożne programy telewizyjne. Najbardziej irytujące są te z chudymi modelkami, ale omijamy je wzrokiem. Posiadacze słuchawek mają audio-wideo, ci bez - tylko wideo. Ja należę do tych ostatnich, wychodząc z założenia, że telewizja nie może mi zaoferować nic, czego warto by było słuchać.
Jednak wczoraj przez chwilę żałowałam, że tych słuchawek nie mam. Na jednym z monitorów ujrzałam bowiem naszą byłą Pierwszą Damę, Jolantę Kwaśniewską. Wywiad? Może coś o nadchodzących wyborach prezydenckich? Coś o kobietach w polityce? Akurat! Przed byłą Pierwszą Damą stał talerzyk, a na talerzyku... ptyś. A pani Kwaśniewska z przejęciem pokazywała równie przejętej dziennikarce, jak należy tego ptysia jeść. Z min obu pań wynikało, że sprawa jest poważna, a ptyś stanowi wielkie wyzwanie, które da się porównać chyba jedynie z bezą. Ale nie martwcie się, Rodacy! Program "Dzień dobry TVN" wyjaśni Wam ustami byłej Pierwszej Damy, jak sobie z tym wyzwaniem poradzić i od tej pory żaden ptyś nie będzie Wam straszny.
Słuchawki okazały się zbędne. Poza wszystkim, ptysiów i bez nie jadam, bo się muszę w spodnie narciarskie zmieścić (oglądanie chudych modelek zrobiło jednak swoje). Ale wzrusza mnie troska byłej Pierwszej Damy o kulturę w narodzie. Wzrusza, acz nie dziwi - w końcu, to jej małżonek zasłynął wypowiedzianym w Kijowie zdaniem: Ja skażu po francuski: savoir-vivre.
Witam, chyba się nie spóźniłam w sprawie Dolomitów. otóż dla dzieci i młodzieży obowiązują hełmy. A dla dorosłych są wielce wskazane. Narciarze jeżdzą zbyt szybko, a nawet przy upadku własną narta może łeb rozciąć. (jak mnie kiedyś) Wprawdzie upracie jeżdzę bez hełmu, na własne ryzyko i odpowiedzialność, to jednak gorąco polecam i zachwalam ten "garnek " na głowę. Ma on dodatkową zalete, chroni przed zimnem i wiatrem całkiem skutecznie.
OdpowiedzUsuńAha. stojąc w kolejce do kolejki linowej, brońbosze nie oglądaj filmów na wielkich ekranach, a już w żadnym razie nie bierz przykładu z wariackich wyczynów profesjonalistów popisujących się przed oczyma oczekujących cierpliwie na wagonik "wyposzczonych" miłośników białego szaleństwa.
A zatem stopy śniegu pod nartą!
Co do kasku, właśnie rozważam zakup. Syn, który jeździ na desce jak wariat, zawdzięcza kaskowi zdrowie, a może i życie. Jak kiedyś wypadł z trasy i przyrżnął w drzewo, kask pękł, łeb został w jednym kawałku. Ja wprawdzie jeżdżę czysto rekreacyjnie i wypadnięcie z trasy mi raczej nie grozi, ale może ten garnek na głowie sprawi, że poczuję się pewniej?
OdpowiedzUsuńA co do "wariackich wyczynów profesjonalistów", to spokojna czaszka - taki poziom mogłabym osiągnąć pewnie za sto lat. :)
Jako stara, rentgenowska wyga przestrzegam przez zbyt częstym "padem ubezpieczonym na kuperyję", gdyż skrywa ona(ta kuperyja) kość drobnej budowy a niesłychanie wrazliwą na obtłukiwanie. Kośc ogonową mianowicie, ktora przypomina, że dawniej, w postaci nieco wydłuzonej a włosiem obrosnietej, słuzyła do sterowania korpusem; tym zręczniej, im wieksze to szybkości były. Wide koty.
OdpowiedzUsuńZ chwilą odejscia naszego ogona w ewolucyjny niebyt, odgrywa ona rolę boleściwie nam panującej, conajmniej przez rok od chwili stłuczenia, przypominając o nartach w najmniej spodziewanych momentach. :)
No, toś mnie, Jadziu, załatwiła! Teraz nawet "pad ubezpieczony" mi nie pomoże, bo będę go wykonywała na sztywno, przez co kość ogonowa ucierpi na bank. Kurczę, może sobie odpuścić te narty? ;)
OdpowiedzUsuńHi hi hi - Beato, padaj lekkim skosem: ni to na ogonek, ni to na biodro :)
OdpowiedzUsuń