poniedziałek, 22 marca 2010

Zgroza

To właśnie czuję, czytając artykuł w "Gazecie Wrocławskiej" o kobiecie, która przez wiele miesięcy cierpiała na ostre bóle wywołane nowotworem, a którą lekarze odsyłali od Annasza do Kajfasza i leczyli paracetamolem. Kobieta zmarła, nie doczekawszy się pomocy, przed śmiercią jednak zdążyła się dowiedzieć, że jest symulantką, której nie chce się pracować i wymyśla sobie choroby.

Niestety, nie mogę napisać, że czytam i oczom nie wierzę. Bo wierzę. Nie dalej jak parę dni temu znajoma pożaliła mi się, że lekarze podejrzewają u niej zaawansowany wrzód żołądka, więc musi zrobić gastroskopię. Termin wizyty u gastrologa, który może ją na to badanie skierować - za pół roku. Potem poczeka drugie tyle na samo badanie. Dopiero potem może liczyć na terapię. Nie wiadomo tylko, czy wrzód zechce czekać. I czy nie okaże się nowotworem (prędko odpukuję w niemalowane drewno), który rośnie szybciej, niż to przewidują normy NFZ.

Jednak w świetle artykułu z "Gazety Wrocławskiej okazuje się, że moja znajoma i tak jest farciarą. Lekarz nie odesłał jej do domu z fiolką leków przeciwbólowych, zaproponował jakąś diagnostykę, cokolwiek... Problem tylko w tym, że znajomej nie stać na opłacenie wizyt i badań prywatnych. Co powoli zaczyna być w Polsce równoznaczne z podpisywaniem na siebie wyroku - czasem nawet śmierci.

Mogłabym się pocieszać, że Barack Obama właśnie ukręcił podobny bicz na obywateli USA, ale słaba to pociecha. Zwłaszcza, że za niecałą godzinę jadę z córką na rehabilitację kolana (boczne przyparcie rzepki, jakby się kto pytał), za którą płacę prywatnie, bo gdybym liczyła na NFZ, córka mogłaby doczekać się tej rehabilitacji na późnej emeryturze albo wcale. Więc buzuje we mnie wściekłość, którą zgodnie z filozofią Pollyanny, próbuję łagodzić, myśląc: "Dobrze, że jeszcze mnie stać... Dobrze, że to tylko boczne przyparcie rzepki... Dobrze, że Zośka nie ma trzech kolan..."

2 komentarze:

  1. Pisze w swoim blogu pani Ezbieta Isakiewicz
    http://www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/Polityka-Polska/535664,Troski-jednego-dnia.html


    "Tego samego dnia w jakiejś gazecie (gdzieś na ostatnich stronach) dowiaduję się, że w ciągu 20 lat wolnej Polski biurokracja rozrosła się 700-krotnie!, a premier w swej wielkoduszności powołuje kolejnego biurokratę do jej ukrócenia."
    Kogokolwiek stać, "wypruwa" się na prywatne leczenie, najciężej chorzy uprawiają wirtualnie żebraninę, która stała się już zjawiskiem powszechnym, ale aparat administracyjny "opieki medycznej" rośnie w siłę i rozkwita.
    Lekarzowi podstawowej opieki nie opłaca się kierować na badania z dolegliwosciami pozornie błachymi - (w ramach kontraktu powinien obsłuzyc swój rejon najtańczym kosztem) kiedy przestają być błache - sprawę przejmuje zakład pogrzebowy.
    Z kolei, wysoko specjalistyczne badania i procedury lecznicze, będące najnowszymi zdobyczami naukowymi, generuja koszty o jakich się nikomu jeszcze kilka lat temu nie śniło.
    I zamyka sie błędne koło.

    OdpowiedzUsuń
  2. We wczorajszych Wiadomościach TVP podano informację, że marszałkowie województw dogadali się i podpisali dokument, zgodnie z którym szpitale publiczne będą mogły przyjmować pacjentów odpłatnie. Ma to, jak twierdzą pomysłodawcy, być odpowiedź na ofertę szpitali prywatnych i sposób na właściwe wykorzystanie publicznej infrastruktury. Na moje oko, to jest doskonały sposób, by za pieniądze podatników rozwiązać problem zadłużonych szpitali. Pacjent, którego na to stać, zapłaci po prostu dwa razy za swoje leczenie - raz ze składki na NFZ i drugi raz zapisując się do szpitala na płatny zabieg. Ci, których nie stać, nadal będą w ciemnej d..., a nawet gorzej, bo ci, których stać, wyprą ich z kolejki do badań diagnostycznych/zabiegów. Zadowoleni będą tylko urzędnicy. Wrrrr!

    OdpowiedzUsuń