wtorek, 30 marca 2010

Co by było, gdyby...


Gdyby dokładnie osiemdziesiąt lat temu nie urodził się pewien śliczny, czarnowłosy chłopiec...;

gdyby przystojny młody człowiek, który wyrósł z tego ślicznego chłopca, poszedł - tak jak planował - do seminarium duchownego...;

gdyby prawie pięćdziesiąt lat temu ten uroczy brunet w typie Ala Pacino nie spotkał się w kawiarni Świtezianka z pewną śliczną blondynką w typie Rity Hayworth...;

gdyby 24 grudnia 1962 roku w małym, podwarszawskim kościółku "Al Pacino" i "Rita Hayworth" nie powiedzieli sobie "tak"...

Gdyby to wszystko się nie stało...
... nie mogłabym napisać tych słów.

Dlatego dziś, w osiemdziesiąte urodziny mojego Taty, po pierwsze dziękuję mu, że jednak nie poszedł do tego seminarium, zamiast czarnej sutanny, wybierając biały fartuch lekarza. Po drugie, dziękuję, że mimo strasznych oporów, w końcu pojawił się w Świteziance, gdzie spotkał moją Mamę. Za to, że się w niej na zabój zakochał, nie dziękuję, bo kochał się w niej każdy facet, jakiego spotkała na swojej drodze, więc zasługa Taty żadna. Ale dziękuję, że nie stchórzył, kiedy w miesiąc później dziadek (ojciec Mamy) spytał go groźnie: "Jakie pan ma zamiary?", a Tata dziarsko odpowiedział, że poważne. I że te zamiary wcielił w życie.

Dając mi życie.

Tato, obyś żył jak najdłużej i jak najszczęśliwiej, teraz i na wieki. Kocham Cię.

Twoja córka, Beata

3 komentarze:

  1. To jest piękne i pełne miłości.

    Pozdrowienia i dla Taty.

    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Homage dla Taty, wspaniały. A moj dla Ciebie Beato za niego właśnie. Miłego wieczoru urodzinowego w gronie rodzinym. Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Awwwww. Najlepszego dla Pana, który dał światu Beatę! :)

    OdpowiedzUsuń