środa, 17 marca 2010

Piwo kontra whisky, czyli rozważania w dniu św. Patryka











Św. Patryk, Wikimedia Commons, fot. Sicarr

Tradycja to tajemnicze zjawisko. Rodzi się gdzieś w odmętach dziejów, zakorzenia, rozrasta, krzepnie, po czym, nie wiedzieć czemu, często ulega mutacji. Jak drzewo - dajmy na to, wierzba, na której po iluś tam pokoleniach raptem wyrastają gruszki. Z pierwotnej roślinki zostają pojedyncze elementy - kształt pnia albo liścia, ale całość wygląda już całkiem inaczej. Gorzej? Lepiej? Po prostu, inaczej.

Tak sobie o tym rozmyślam o późnym poranku, bo dziś w warszawskich pubach poleje się "zielone" piwo, a z radiowych głośników popłynie muzyka rodem z Zielonej Wyspy. Polacy, z niewiadomych przyczyn, będą obchodzili Dzień świętego Patryka, patrona Irlandii. Piszę "z niewiadomych przyczyn", ale właściwie przyczyna jest banalna - Irlandia to malowniczy kraj, muzykę ma piękną, a piwo dobre (to informacja z drugiej ręki, bo sama nigdy nie próbowałam). Skoro więc można sobie poskakać po celtycku i uraczyć piwkiem, to czemu nie? Zwłaszcza, że nasz własny patron, święty Wojciech, nie zostawił nam w spadku tak fajnej tradycji jak popijanie piwka, o whisky nie wspominając.

Tak, właśnie whisky, bo święty Patryk z piwem nie miał nic wspólnego i sami Irlandczycy w dniu jego święta piją raczej ten mocniejszy trunek, piwo zostawiając turystom, tudzież innym narodom, które chcą się do irlandzkiego święta przyłączyć. W ten oto sposób drzewo tradycji rozszczepiło się na dwa pnie - lokalny i globalny. I wyrosło tak wysoko, że bardzo oddaliło się od korzeni. Ciekawe, ilu spośród tych, którzy dziś uraczą się "zielonym" piwem i przypną do kurtki trójlistną koniczynkę, wie, czego była ona symbolem. Pewnie niewielu. Bo i po co się nad tym zastanawiać? Rozważania o Trójcy Świętej mogłyby zakłócić beztroską atmosferę święta, niepotrzebnie wprowadzając doń pierwiastek metafizyczny. Dzisiejsze święto nie ma już nic wspólnego ze świętością, z sacrum. Jak wiele innych "świąt", całkowicie zawłaszczyła je sfera profanum, niepodzielnie królująca w przystrojonych na zielono pubach.

3 komentarze:

  1. Wydaje sie, że z biegiem lat wszelka tradycja sprowadza sie do najweselszego jej aspektu - tankowania. Gdyby św.Wojciech choc raz łyknął miodu syconego, miałby równie wesołe święto co kolega Patryk. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda na to, że najbardziej ulubionym "świętym" gatunku homo sapiens jest Bacchus. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest to smutne o czym piszesz, ale prawdziwe. Piszę to pomimo tego że lubię whisky.
    Szkoci nazywają Irlandię swoim starszym celtyckim bratem i również piją wtedy, ale whiskey - ten trunek jest popularny w Irlandii. Tak czy owak tworzą się u nich nowe świeckie tradycje co i nas pewnie czeka. Jedną z ich tradycji jest noc Roberta Burns, oczywiście wtedy też piją whisky oraz jedzą haggis.

    OdpowiedzUsuń