Mam fantastyczny pomysł na telewizyjny show! Prosty jak budowa cepa i tani w realizacji. Wystarczy kilka tablic i kreda. Oraz parę znanych osób, które mają problemy z językiem ojczystym - najlepiej dotkniętych dysortografią. W dzisiejszych czasach, kiedy dyslektykiem jest co drugi maturzysta, nie powinno być z tym problemów. Uczestnicy show będą publicznie pisali dyktando, nie widząc, rzecz jasna, tablic swoich rywali. Za to publiczność będzie te tablice widziała, bo umiejętnie pokaże je kamera. W jury zasiądzie Doda, Michał Wiśniewski oraz - dla równowagi - profesor Bralczyk (Miodek raczej się nie zgodzi). Ale i tak o wynikach zadecyduje esemesowe głosowanie telewidzów, więc wygrać może nawet znany polityk, który napisze na swojej tablicy: "Moja rzona dobże gotóje", ale za to ma ładny uśmiech i gładką gadkę. W przerwie ktoś zatańczy lub zaśpiewa, najlepiej jeśli to będzie osoba z tańcem i śpiewem związana bardzo luźno, a już broń Boże, nie zawodowo. Jeśli zafałszuje lub się przewróci, to nic nie szkodzi, a nawet lepiej.
Niezły show, prawda? Polsat powinien go kupić na pniu. Sprzedam niedrogo, na pewno taniej niż BBC sprzedało "Just two of us", który to "format" w Polsacie leci jako "Tylko nas dwoje". Przypadkowo obejrzałam kawałek (i chwatit). Zasada jest ta sama - śpiewają goście (i gościówy), którzy na pewno mają jakieś zalety (każdy jakieś ma), ale kompletnie nie potrafią śpiewać. Towarzyszą im tak zwani profesjonaliści. Mają oni swoich partnerów w tydzień nauczyć śpiewu oraz wspierać talentem podczas występu. Piszę "tak zwani", bo moim skromnym zdaniem, fakt, że ktoś wydał płytę, niekoniecznie świadczy o profesjonalizmie, a niekiedy nawet wręcz przeciwnie. W efekcie, publiczność w studio oraz przed telewizorami ogląda żenujące wystepy, a jury musi się wznosić na wyżyny dyplomacji, by nie posłać ocenianych na drzewo. Najbardziej się w roli jurorki męczy pani Irena Santor, której kultura i maniery nie pozwalają jasno powiedzieć, co myśli o niektórych wykonawcach. Najłatwiej ma Doda, która z reguły mówi, co jej ślina na język przyniesie.
Naród zaś esemesuje jak oszalały, czego skutkiem było wczorajsze zwycięstwo Artura Partyki oraz sromotna klęska Roberta Kochanka. Wygląda na to, że ludzie uwielbiają, kiedy inni robią z siebie idiotów, a niektórzy gotowi są błaźnić się bez zahamowań, byle tylko nie schodzić z ekranu telewizora. Jestem więc pewna, że mój pomysł na konkurs ortograficzny dla dysortografików będzie strzałem w dziesiątkę. Mam nawet fajny tytuł: "Koham polżczyzne". Robert Kochanek będzie miał fory na starcie, bo jest szansa, że bazując na doświadczeniu związanym z własnym nazwiskiem, nie zrobi błędu w słowie "kocham". Ale i tak na pewno będzie kupa śmiechu, a wpływy z sms-ów bez problemu pokryją koszt tablic i kredy. To co? Kupujecie? Bo jak nie, to pójdę do TVN-u!
niedziela, 21 marca 2010
Konkurs ortograficzny dla dysortografików
Etykiety:
Artur Partyka,
Bralczyk,
Doda,
dysortografia,
Irena Santor,
język,
Michał Wiśniewski,
Polsat,
polszczyzna,
Robert Kochanek,
show,
telewizja,
TVN,
Tylko nas dwoje
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ile edycji przewidujesz?;-)
OdpowiedzUsuńTrzy powinny wystarczyć. Nie jestem zachłanna. :)
OdpowiedzUsuńCzy możesz swój projekt uzupełnić o zadania stylistyczne, wg. wzorca:
OdpowiedzUsuń"bendonc młodym dzienikażem, pszyszła mi hentka na pisanie" ?
Możemy o tym pomyśleć w drugiej edycji. "Ludzią" to się na pewno spodoba. :)
OdpowiedzUsuńSkojarzenia jakieś mnie naszły podczas czytania :) http://www.youtube.com/watch?v=Xk2UVDgpTNc
OdpowiedzUsuńAle Twój pomysł przedni. Kiedy wprowadzisz go w życie?
Ewa
Jerzy Stuhr to przy niektórych uczestnikach polsatowskiego show prawdziwy Pavarotti! A mój pomysł wcielę w życie,jak tylko podpiszę stosowną umowę z Polsatem lub jego konkurencją. Rozważam udanie się do TVP - coś cienko przędą, więc taki genialny program będzie jak znalazł. Oglądalność skoczy jak kangur, a kasa z sms-ów pozwoli zakupić kolejnych kilka samochodów na kolejne konkursy sms-owe. I tak to się będzie kręciło... ;)
OdpowiedzUsuń