Tak się jednak składa, że wśród tych wszystkich światłych porad brakuje tego, co najważniejsze - brakuje psyche! I żadne czasopismo nie pisze, jak sobie poradzić z niebezpieczeństwem, które na nas spada wraz z nadejściem wiosny, niczym sokół na bezbronne jagnię, a na imię ma SNOW.
SNOW znaczy po angielsku śnieg, a po polsku Syndrom Nadmiernych Oczekiwań Wiosennych. Zbieżność nie jest przypadkowa. SNOW jest bowiem konsekwencją zimy, która w naszym pięknym kraju potrafi się ciągnąć tak długo, że oczekiwania co do wiosny urastają do rozmiarów zaśnieżonego Mount Everestu. A dotyczą one z reguły trzech kwestii:
1. Pogody. Z niewiadomych przyczyn uważamy, że z dniem 21 marca chmury znikną, a słońce będzie świeciło jak - nie przymierzając - na Mauritiusie, co się, rzecz jasna, zupełnie rozmija z rzeczywistością.
2. Samopoczucia. Wychodząc z zimowego półsnu, oczekujemy, że nagle będziemy się rankiem budzić tryskając energią i wyruszać na spotkanie dnia z pieśnią na ustach, która to pieśń często okazuje się, niestety, marszem żałobnym lub innym adagio.
3. Nowego otwarcia. Otumanieni przez poetów, hołubimy w sercu przekonanie, że wiosna równa się nowe życie, czyli początek czegoś. Czego - tego nie wie nikt, ale każdy zakłada, że czegoś lepszego. Okazuje się jednak, że lepiej wcale nie jest, no bo i niby dlaczego miałoby być?
Jak zatem widać, wiosna najczęściej pokazuje nam figę, drwiąc sobie w najlepsze z naszych oczekiwań i wpędzając nas w coraz większą frustrację. Zapadamy na SNOW, objawiający się: ekscytacją, rozdrażnieniem, zniechęceniem, a w końcu rezygnacją. Co ciekawe, w tym wypadku doświadczenie niczego nas nie uczy, bo w kolejnym roku SNOW znowu nas dopadnie, choć przecież dobrze wiemy, jak się to skończy.
Jest na to jakieś lekarstwo? Niektórzy twierdzą, że tak i zalecają, żeby po prostu powściągnąć oczekiwania. Obawiam się jednak, że jest to rada, którą mogą wcielić w życie jedynie pustelnicy i asceci, ewentualnie jednostki o wybitnie kontemplacyjnym podejściu do życia. Wszystkim innym pozostaje tylko jedno: zaakceptować. I cieszyć się, że po wiośnie będzie lato. A w lecie - to dopiero będzie raj!
Jest, przyszła. Po śniegu ani śladu. Choć świat na razie szarawy, świeci słońce. I pokazuje mi, co mam do zrobienia. Czas wybudzić się z zimowego snu i zakasać rękawy. Eh, wiosna, wiosna...
OdpowiedzUsuńW Warszawie resztki śniegu jeszcze leżą, ale 15 stopni robi swoje - w powietrzu wyraźnie czuje się wiosnę. Ale jak tu się cieszyć, skoro z nosa kapie, głowa pęka, a w oskrzelach wyraźnie coś się kluje? Człowiek chciał wskoczyć w wiosnę raźno i chyżo, a tymczasem... SNOW, typowy SNOW.;)
OdpowiedzUsuń