wtorek, 25 maja 2010

Usługi dla niedoszłych matek

Jutro Dzień Matki. A mnie, całkiem niespodziewanie, po głowie chodzą matki niedoszłe, kobiety, które matkami zostać mogły, ale nie zostały, a raczej, były nimi tylko przez chwilę.

Aborcja. Okropne słowo. I okropne jest to, co się za nim kryje. Szczerze mówiąc, męczą mnie już te wszystkie akademickie dyskusje w stylu "czy zygota to już człowiek", bo dla zwolenników aborcji (nie, nie nazwę tego łagodniej - "zabiegiem" czy "przerwaniem ciąży" - eufemizmy mają to do siebie, że zamazują rzeczywistość) granica ta nieustannie się przesuwa. Jeśli można zabić dziecko, które ma x tygodni, to co stoi na przeszkodzie, by zabić takie, które ma x tygodni plus 3 dni, plus 1 tydzień...? I oburzają mnie deklaracje typu "moja macica, moja sprawa", bo macica - owszem, ale nowy człowiek, który się tam znalazł - już nie. Nie znalazł się tam bowiem bez naszego udziału, a to implikuje odpowiedzialność - pojęcie, o którym jakoś mało się w tym kontekście mówi.

Skutki takiego myślenia są porażające. Aborcja już tak spowszedniała, tak się opatrzyła i osłuchała, że przestaje być dramatem, klęską, tragicznym i brzemiennym w skutkach wyborem. Jest "zabiegiem" - jak wyrwanie zęba czy wycięcie wyrostka, który doskwiera, a bez którego można przecież żyć. Nie, nie demonizuję - nie muszę, bo rzecz jest wystarczająco przerażająca. W Hiszpanii niedawno pojawiły się ogłoszenia, promujące rabaty (sic!) dla kobiet poniżej 30. roku życia, które pragną dokonać aborcji. A w Wielkiej Brytanii ma się na dniach pojawić telewizyjna reklama prywatnego centrum medycznego, które promuje swoje usługi aborcyjne.

To już po prostu biznes - taki sam, jak każdy inny, z kampanią reklamową, rabatami dla klientek, wszystkimi elementami gry rynkowej. Mamy rynek produktów i usług dla matek, a na naszych oczach wyrasta równoległy rynek z grupą celową pod roboczą nazwą "matki niedoszłe". Pewnie jakiś spec od marketingu nazwie to ładniej - oni mają takie pokłady kreatywności, że nawet ludzki dramat ładnie opakują i sprzedadzą. Ale ja tego nie kupuję!

4 komentarze:

  1. Pamietam, ze kiedys jakis statek stal na redzie i tam byly gabinety lekarskie, klinika wykonujaca zabiegi. Nie pamietam jak sie skonczyla ta historia. MOC pieniadza jest omal nieograniczona. Pozdro Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze jest jeden problem. In Vitro. Mam akurat podopieczna. Przemila osoba, wreszcie spelnilo sie jej marzenie, jest w 9 miesiacu ciazy powstalej in vitro. I co teraz z ta sprzecznoscia zrobic?

    OdpowiedzUsuń
  3. In vitro to problem osobny, choć jest jeden wspólny mianownik. Chodzi o to, że człowiek, OSOBA ludzka traktowana jest przedmiotowo - w przypadku aborcji, jako coś (brzmi strasznie, prawda?), co może zawadzać, burzyć jakieś życiowe plany matki, a w przypadku in vitro - jako coś (znowu!), do czego rodzice mają prawo - zupełnie, jak do rzeczy. To kwestia fundamentalna. A już zupełnie nie do przyjęcia jest traktowanie aborcji czy in vitro jako biznesu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Stosując ten mianownik adopcja , to też przedmiotowe potraktowanie osoby . to też biznes, niestety. jest popyt jest podaż. mimo wzniosłego celu i skutku dobroczynnego. zatem nie jest naganna w przeciwienstwie do aborcji i jak Kościół twierdzi , in vitro. A w sumie o potomstwo rzecz cała. W sposobie w jaki je mamy-> "nabywamy"(jeśli tak rzec można)
    pozdro
    PS. udało się zalogować z innej przeglądarki.

    OdpowiedzUsuń