piątek, 7 maja 2010

Przerwany Lot Tu-154 - odcinek 132

Od kilku tygodni mam dojmujące wrażenie, że w mediach dokonała się swoista rewolucja. Oto zamiast informować (rzetelnie - dodam dla porządku) i komentować rzeczywistość, media - wszystkie jak leci, drukowane i elektroniczne - same piszą scenariusze, które przedstawiają odbiorcom, umiejętnie dozując napięcie. W niektórych wypadkach zaczyna to przypominać opery mydlane - takie neverending stories, gdzie w jednym odcinku bohaterka kroi warzywa na zupę, która gotuje się przez cały kolejny odcinek, by zostać podana na stół w następnym, zjedzona za trzy kolejne i tak dalej. Przy czym, dopiero po jakimś czasie okazuje się, że bohaterka wcale nie dodała do zupy pieprzu tylko chili, co przez dwa odcinki jest niezwykle ważne, by trzy odcinki dalej okazać się zupełnie bez znaczenia.

Właśnie taką operę mydlaną przypominają medialne doniesienia o śledztwie w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Śledztwie prowadzonym na styku dwóch państw, przez co najmniej dwie różne ekipy, opartym o przepisy międzynarodowe, a w dodatku odbywającym się w atmosferze ogromnego napięcia i oczekiwań społecznych, z kampanią prezydencką w tle. Nikt chyba nie zaprzeczy, że takie śledztwo to nie jest bułka z masłem.

Roztropność nakazywałaby zatem wstrzemięźliwość w snuciu domysłów, wysuwaniu hipotez i wyciąganiu wniosków. Dla dobra śledztwa właśnie. Tymczasem media prześcigają się w donoszeniu społeczeństwu rozmaitych rewelacji "z dobrze poinformowanych źródeł", które to źródła tryskają sobie swobodnie i bez skrępowania. To słyszą strzały, to ich nie słyszą. A potem znowu słyszą, tyle, że to, być może, nie były strzały, ale eksplozja nabojów z broni oficerów BOR. Jednego dnia donoszą, że "piąty głos w kokpicie należał do kobiety", a w chwilę potem, że wcale nie do kobiety, tylko do pana Mariusza Kazany, który pytał ponoć, czy lot przebiega planowo. Jutro pewnie się okaże, że "piąty głos" należał jeszcze do kogoś innego, a kto wie, może wcale go nie było?

Takie domysły można sobie snuć ku chwale ojczyzny (czy aby na pewno?) bez końca, ale dla mnie, szarej obywatelki RP, podobne "informacje" kompletnie nic nie znaczą. Są jak ta marchewka krojona na zupę w 132. odcinku serialu, którego finiszu nie widać i wcale nie ma pewności, czy ta zupa to będzie krupnik, pomidorowa czy zwykła jarzynówka. Podobnie jak większość obywateli naszego kraju, jestem żywo zainteresowana wynikami śledztwa i nie jest mi obojętny jego wynik. Ale - właśnie - ŚLEDZTWA. Nie medialnych spekulacji prowadzonych dla podgrzewania atmosfery i zwiększania nakładu. Ktoś, kto dziś pisze, że w kokpicie słychać było kobietę, a jutro, że sorry, ale to był mężczyzna, powinien chyba zmienić zawód. Bo albo ma kiepskie źródła, którym ufa nadmiernie, albo po prostu prawda wcale go nie interesuje. Ważne, żeby się działo!

6 komentarzy:

  1. Chodzi o wrzucenie społeczeństwu jak najwiekszej ilości insynuacji w taki sposób, aby PiS został partią świetych męczenników pod wezwaniem Lecha, a apostoła Jarosława wprowadzic pod zyrandol.
    Zeby zezwolił nam, dobre panisko - na marzenia.
    Bardzo gesta zupa z zasmażka pichci się w Dzienniku Polskim. Na kościach i "mielonce" bo juz do takiego dna doszli anonimowi spece.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacje dotyczące pana Mariusza Kazany pochodzą nie z "Dziennika Polskiego", a z "Gazety Wyborczej". "GW" musi chyba mieć jakieś przecieki z zaświatów, bo wiem z BARDZO DOBRZE POINFORMOWANEGO ŹRÓDŁA, że rodziny pana Kazany nikt jeszcze o zidentyfikowanie głosu z czarnej skrzynki nie prosił. A wysłannik MSZ ponoć dopiero wybiera się do Moskwy, by spróbować ów głos zidentyfikować. Skąd zatem takie wnioski "Gazety"? Podejrzewam, że znikąd. I wkurza mnie takie medialne mielenie strzępków informacji, które służy wyłącznie podnoszenia temperatury i nakładu/oglądalności. Media rządzą!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic dodać, nic ująć, Beato!
    Na samym początku mieliśmy informację - trzy osoby mogły przeżyć - http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/88-osob-na-pokladzie-tu-154--3-mogly-przezyc,56479,1
    Kto powiedział, dlaczego? Jakie poniósł za to konsekwencje?

    OdpowiedzUsuń
  4. I jeszcze:
    "– Uważam jednak, że w kwestii informowania o przebiegu śledztwa rząd popełnia błąd. Na pewno na miejscu byłby codzienny briefing w tej sprawie, tak jak miałoby to miejsce w USA - zaznaczył Olechowski".
    http://www.tvp.info/informacje/polska/czuje-sie-jak-dziad-mowiacy-do-obrazu/1750833

    OdpowiedzUsuń
  5. Konsekwencje? Odpowiedzialność za słowo? Czasem mam wrażenie, że to są pojęcia z innej epoki. Dziennikarze, którzy powielali informację o rzekomo ocalonych z katastrofy, nie zastanawiali się chyba nad tym, co czują rodziny ofiar, jakie nadzieje w nich rozbudzają takie przypuszczenia i na jakie męki rozczarowania narażają. I nikt się pewnie nie zastanawia, co na przykład dla rodziny pana Kazany oznaczają takie spekulacje. Kiedy sprawa budzi tyle emocji, kiedy społeczeństwo z zapartym tchem czeka na wyniki śledztwa, potrzebna jest rozwaga większa niż zwykle. A także delikatność. Żonglowanie faktami, domysłami, nazwiskami jest po prostu niegodziwe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jolu, oczywiście, społeczeństwo nie powinno mieć wrażenia, że rząd nabrał wody w usta lub coś ukrywa. Osobiście, mam nadzieję, że właśnie tak zwana "ostrożność procesowa" każe się wstrzymywać z rozpowszechnianiem informacji, które są niesprawdzone lub niepewne. Sprawa jest niezwykle delikatna, w grę wchodzą, być może, zarzuty pod adresem załogi - w takim wypadku każde nieostrożne słowo lub przedwczesna hipoteza może spowodować większe szkody niż korzyści.

    OdpowiedzUsuń