Jeszcze niedawno nie miałam pojęcia, że mój kraj jest w tak strasznym niebezpieczeństwie. Żyłam jak jakiś - za przeproszeniem - ciemnogród, nie mając świadomości, że dookoła roi się od faszystów, rasistów i innego ultraprawicowego elementu. Aż pewnego dnia, na murze sąsiadującej z moją kamienicą fabryki Norblina pojawił się czarny, koślawy, wykonany sprejem napis: ANTIFA. Potem zobaczyłam go jeszcze parę razy - w różnych punktach miasta. Filologiczny "nos" podpowiadał znaczenie tajemniczego hasła, ale na wszelki wypadek sprawdziłam w Wikipedii. Jest! Antifa - "nieformalne, anarchistyczne bojówki zrzeszające osoby o poglądach antyfaszystowskich i uznające za konieczne wyeliminowanie z życia politycznego skrajnej prawicy". Boże wszechmogący! Skoro są antyfaszyści, to muszą być i faszyści - tak podpowiada logika i zdrowy rozsądek. Wprawdzie zasada ta chwieje się nieco, gdy się weźmie pod uwagę istnienie badaczy UFO, ale wyjątki na ogół potwierdzają regułę.
Wróćmy jednak do Antify. Jak sama informuje na swojej stronie internetowej, skrajną prawicę trzeba wyeliminować fizycznie (sic!) i politycznie. Dzięki temu, z naszego kraju zniknie: faszyzm, nazizm, rasizm, antysemityzm, nacjonalizm i homofobia. W imię tej szlachetnej walki, bojówkarze Antify mogą sięgać po przemoc. Brzydzą się policją. Nie brzydzą się kijem i pałką. Jak się okazuje, nie brzydzą się też sprejem, którym - przynajmniej w Warszawie - posługują się chętnie, za tło swoich jakże wymyślnych haseł wybierając zwykle zabytkowe kamienice. Pewnie podejrzewają, że to w nich kryją się gniazda faszystowsko-homofobicznych organizacji. Wysyłają więc swoich dzielnych chłopców, by pod osłoną nocy pisali na wrażych murach niosące otuchę słowo ANTIFA. Ostatnio dostało się teatrowi Scena Prezentacje - Antifa "upiększyła" ścianę jego budynku. Przypuszczam, że to ze względu na repertuar teatru. Sztuka "Porozmawiajmy o miłości" wyraźnie trąci homofobią.
Patrzę na te bazgroły i przypomina mi się opowiadanie Mrożka "Ostatni husarz". O Lucusiu, co nie lubił rosołu na kościach i ustroju. I walczył z tym ustrojem, wypisując chyłkiem w publicznych szaletach odważne hasła w stylu "Precz!". A wieczorem wracał do domu i czuł, jak mu z pleców wyrastają husarskie skrzydła. Poleciłabym tę lekturę dzielnym chłopcom z Antify, ale obawiam się, że mogliby zrozumieć ją opacznie. Natomiast nie mogę doczekać się dnia, gdy jakiś faszystowski policjant dorwie młodego anarchistę ze sprejem w dłoni i każe mu świeżo wypisane hasełko własnoręcznie zmyć z muru do czysta. Albo odpracować koszty tynkowania - choćby w ośrodku dla uchodźców, gdzie antyrasistowska dusza bojownika znajdzie stosowną pożywkę.
Parę dni temu czarną "Antifę" na murze dostrzegła moja najmłodsza córka. "Mamo, zobacz, znowu tu byli wandale!" - obwieściła gromko. A ja pomyślałam, że mam bardzo mądre dziecko.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz