sobota, 1 maja 2010

Maslow na Facebooku, czyli gdzie jest moje stado

Pamiętają Państwo Malsowa i jego piramidę? Te wszystkie potrzeby niższego i wyższego rzędu? Te zaspokojone i niezaspokojone? Otóż w samiuśkim środku swojej piramidy Maslow umieścił potrzeby społeczne, w tym potrzebę przynależności. Niżej znajdują się: fizjologia i bezpieczeństwo. Wyżej: szacunek i samorealizacja. Potrzeba przynależności tkwi sobie pomiędzy nimi jak orzech między szczękami dziadka i w sumie trudno wyczuć, czy jest jeszcze niższego, czy już wyższego rzędu.
Można by jednak zadać sobie pytanie, jak wyglądałaby ta sławna piramida, gdyby Maslow choć na parę dni stał się zalogowanym użytkownikiem Facebooka.

Z moich obserwacji wynika bowiem, że część homo sapiens - ta, którą Bóg obdarzył życiem w świecie cywilizowanym oraz środkami umożliwiającymi zakup komputera i podłączenie się do Internetu, znacznie łatwiej zniosłaby głód, brak snu oraz inwazję Marsjan niż odcięcie od sieci i niemożność bytowania na wspomnianym Facebooku. Niektórzy zdają się tam spędzać właściwie całe życie, dzieląc się ze światem tak wiekopomnymi refleksjami jak "napiłam się kawy" lub "chromolę! nie idę dziś do szkoły!". Inni komentują to mniej lub bardziej entuzjastycznie i nagle człowiek dowiaduje się, że nie jest na tym okrutnym świecie sam, bo takich, co chromolą lub napili się kawy, ewentualnie chcieliby się napić lub coś chromolić, jest znacznie więcej.

Wyróżniona przez Maslowa potrzeba afiliacji realizuje się na Facebooku także poprzez tak zwane grupy. Ich liczba jest nieskończona, bo są one zbiorem otwartym, który zapełnia się pod dyktando niespożytej kreatywności użytkowników. Kiedy, za namową koleżanki, zarejestrowałam się w tym serwisie, od razu dostałam zaproszenie do grupy miłośników Ala Pacino. Nie wiem, skąd Facebook wiedział, że kocham Ala Pacino, ale widocznie wyczuł to intuicyjnie, bo do grupy dołączyłam i nadal w niej jestem, choć zupełnie nie wiem, po co. Dlatego też następne zaproszenia traktowałam z większą rezerwą. Dzięki temu, nie stałam się członkiem grup: Lubię wino, Nie znoszę wina, Pójdę na wybory, Nie będę głosować, Precz z homofobią, LGBT na Madagaskar, Klub miłośników haftu krzyżykowego, Klub Matek Polek, Klub ryczących czterdziestek..., a także wielu, wielu innych.

Wygląda jednak na to, że jestem jakimś dziwadłem, bo facebookowi znajomi, niezrażeni moim skandalicznym ignorowaniem ich zaproszeń, podsyłają mi coraz to nowe propozycje grup. Z czego wnoszę, że po pierwsze wiedzą o ich istnieniu, a po drugie, jest wysoce prawdopodobne, że w tych grupach są. Realizując, zapewne, potrzebę afiliacji, czyli przynależności do jakiegoś stada. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że ja tę potrzebę zrealizowałam w młodości, przynależąc duszą i ciałem do Szczepu 208 WHDiZ, potem, na studiach, będąc członkiem koła tłumaczy oraz NZS, teraz zaś realizuję ją dzień w dzień, zaganiając do kupy moje domowe stad(ł)o. I na inne grupy już mi nie starcza czasu. Poza grupą miłośników Ala Pacino, rzecz jasna. Ale o tym sza!

5 komentarzy:

  1. Mam lepiej. ;) Nie zarejestrowałam się w tym serwisie, a czytam, że już tam jestem. No i zaproszenia, zaproszenia... Kiedyś powiedziałam młodej koleżance z pracy, od której "przypomnienie" dostałam kolejny raz, że przepraszam, ale ja nie korzystam... No i usłyszałam, że ona też przeprasza, i że nie jestem pierwszą osobą, która to mówi. Ponoć to automat tak "przypomina".
    A co do potrzeb, nie wiem, gdzie u Maslowa jest potrzeba pisania, ale to może ona jest temu winna? A niech ludziska piszą i swoim stylem i ortografią się chwalą. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Facebookomania - tak mówią moje dzieci. To gorsze niż blogomania.. .. ;)) nie chciałam być złośliwa, ale mimo moich oporów mnie wszyscy namawiają na bloga. W FB podglądają się wszyscy przez dziurkę od klucza tej niby kódki prywatności. FB to największy plotkarz jakiego znam. O wszystkim donosi automatycznie. Sama się wystawiłam do odstarzału. ;)) hihihi.Udało mi się schować znajomych przed okiem obcych. Miłej soboty. B.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolu, potrzeba pisania sytuuje się pewnie gdzieś między potrzebą uznania i szacunku a samorealizacji. Znaczy, wysoko. :) Wygląda na to, że Facebook zaspokaja wszystko, od afiliacji w górę. Niestety, w moim przekonaniu, kompletnie może zakłócić potrzeby z dołu piramidy - fizjologię (np. brak snu, olewanie posiłków, etc.) oraz bezpieczeństwo.

    Z tą dziurką od klucza to chyba, Basiu, nie tak. Bo na Facebooku nikt nikogo nie musi podglądać - użytkownicy sami się wystawiają na widok publiczny, w mniejszym lub większym stopniu obnażając swoje emocje, stany ducha, życie zawodowe, prywatne... To bardzo sprytne narzędzie, podsycające potrzebę bycia na bieżąco, śledzenia aktywności innych, a co za tym idzie, kreujące ruch na stronie. I pewnie masz rację, większość załatwia automat. Trochę mi nieswojo na myśl, że automat zaprasza mnie do udziału w jakiejś grupie. Ale cóż, znak czasu, pora przywyknąć. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje perypetie z facebookiem znasz zapewne; potwierdziłam je dzisiaj na w24 pod tekstem o wspólnym wyszukiwaniu powodów do dumy. Z Polski.
    Ale do grupy sie nie wpiszę, byc może zresztą, że ten byt zakończę jednym kliknięciem, co juz wypraktykowałam skutecznie, lecz nietrwale.
    Nie wiem, czy miałas propozycję przynależenia do grupy "Ja pierdolę" ale wydaje mi się ona szczytowym osiągnieciem wirtualnej zbiorowości.
    Co sie jednak tyczy pewnego pana, który...zapach kobiety...ech! łza się w oku kręci. Bez facebooka!

    OdpowiedzUsuń
  5. O, do tej grupy ("ja pier...") nikt mnie jeszcze nie zaprosił. To ma na pewno coś wspólnego z faktem, że odrzuciłam zaproszenie do grupy "mam wszystko w d...". Chyba, że to zwykła dyskryminacja ze względu na płeć. Rozważam skargę do Strasburga. ;)

    OdpowiedzUsuń