czwartek, 18 lutego 2010

Grupa celowa: kobiety, czyli żegnaj Amelio

Jak dowiedziałam się z radiowej reklamy, nowe pismo dla kobiet "już w kioskach". Pismo nosi wdzięczny tytuł "Amelia", co od jakiegoś czasu nieźle się kojarzy - jakoś tak parysko, wiosennie, optymistycznie. Reklama kusi i nęci: nowy miesięcznik jest fascynujący (a jakże!), adresowany do kobiet aktywnych i ciekawych świata (jakże by inaczej!) i zainteresowanych psychologią (spróbowałyby nie być!). Potem garść szczegółów z pierwszego numeru. Będzie coś o Amelii Erhart (założę się, że w którymś z kolejnych numerów pojawi się filmowa Amelia) i coś o tym, ile trwa szczęście we dwoje (jak na moje oko, to trwa bardzo różnie, ale to chyba za mało na cały artykuł). Będzie mądra i szczera (bardzo oryginalne!) rozmowa ze Stanisławą Celińską, a także - uwaga! uwaga! - wielki horoskop. Miła odmiana w stosunku do innych pism, prawda?

Nieprawda. Na usta ciśnie mi się ponura konstatacja: nihil novi. Konia z rzędem temu, kto mi jasno, a najlepiej w punktach, wykaże, czym się różni "Amelia" od "Olivii" czy innej "Claudii". "Pani" przegląda się w "Zwierciadle" i jak na dłoni widzi w nim "Twój (przepraszam, swój) Styl". Wiosną dowie się, jak szybko i bez najmniejszych wyrzeczeń stracić 10 kilo, latem - których kremów z filtrem użyć, żeby za szybko nie dostać raka skóry, jesienią - co jeść, żeby w Sylwestra nie wyglądać jak Mama Muminka, a zimą - jak zadbać o cerę i włosy, kiedy mróz przyciśnie. Zawsze może liczyć na podpowiedź, co mu podarować na święta, mikołajki, walentynki, imieninki, urodzinki, jak go ugłaskać, kiedy jest wściekły, czym go zaskoczyć w łóżku i w kuchni, a także jak mu wystawić walizki za drzwi, jak przyjdzie co do czego. I zawsze się dowie, co jej wróżą gwiazdy, a wróżą zawsze świetnie, ze szczyptą goryczy, żeby nie było za słodko.

Ktoś spyta: a o czym niby mają pisać pisma kobiece? O fizyce jądrowej i teorii chaosu? A czemu nie? Zwłaszcza, że jak wynika z moich doświadczeń, chaos jest bardzo często domeną kobiet, a o fizyce jądrowej mamy zwykle pojęcie mizerne, więc korzyść by była ogromna. Ale nie. Pisma kobiece zbadały swój target, czyli grupę celową, dogłębnie i mają pewność, że kobieta chce wiedzieć, jak być piękna, szczupła, młoda, pożądana (nie mylić z porządna), interesuje się seksem i kuchnią, chłonie życie innych kobiet oraz to, co jej zapisano w gwiazdach. Fakt, że w tych gwiazdach pisze zwykle jakaś pani redaktor, której dopisuje wena, nie ma już większego znaczenia. Kolejne tytuły najwyżej nieco inaczej rozłożą akcenty, podleją to wszystko psychologicznym sosikiem i... drogie Panie, zapraszamy do kiosków!

Zrzędzę? Nikt mi przecież nie każe tych wszystkich kobiecych imion kolekcjonować, zaprzyjaźniać się z Claudią (zastanawiające, że pisaną przez C), Olivią (ciekawe, że pisaną przez v), Amelią... Fakt. Ale szczerze mówiąc, kiedy słyszę lub czytam taką reklamę, czuję, jakby ktoś próbował obrażać moją inteligencję. Wciskając mi to samo, tyle że w nieco innym opakowaniu, twierdząc z całą mocą, że dostaję więcej, lepiej, inaczej. Uczciwa reklama (czyżby oksymoron?) winna stwierdzić po prostu: mamy dla ciebie nowy tytuł, wprawdzie podobny jak dwie krople wody do innych, ale jest nasz, więc co ci szkodzi - kup. Szok spowodowany otwartością wyznania może by sprawił, że bym kupiła. A tak? Figa z makiem! Żegnaj Amelio!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz