poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Siła gestu - garść refleksji w cieniu tragedii

Powoli dochodzę do siebie. Ostatnie dwa dni przeżyłam trochę jak we śnie, wciąż mając nadzieję, że się z niego obudzę i to wszytko okaże się nieprawdą. Dopiero teraz mogę jako tako zebrać myśli. Ale i tak nie opiszę tego, co czuję - to za trudne. Zresztą - po co? Wszyscy czujemy mniej więcej to samo, niezależnie od tego, kto na kogo głosował, kto kogo lubił i szanował, a o kim wyrażał się niepochlebnie... W obliczu śmieci wszystko staje się nieważne. I nawet trochę wstyd, gdy człowiek sobie przypomni, jak o tym czy o owym opowiadał dowcipy, pisał sarkastyczne felietony...

Te dwa dni, ta nasza Czarna Sobota i Smutna Niedziela, wejdą do historii jako najbardziej modelowe wcielenie tragedii antycznej. Było fatum, były symbole, była śmierć... I po raz kolejny się okazało, jak wielka jest w nas wszystkich potrzeba doświadczenia wspólnoty. Ludzie gromadzili się tłumnie, godzinami stali w potwornej ciżbie i ociągali się z powrotem do domu. Wiem, bo też to czułam. MUSIAŁAM pójść pod Pałac Prezydencki. MUSIAŁAM zapalić tam znicz (nawiasem mówiąc, kupiony za skandalicznie wysoką cenę u ulicznego sprzedawcy - niech mu Bóg odpuści chciwość w takiej chwili). MUSIAŁAM tkwić przed telewizorem i patrzeć, jak trumna Pana Prezydenta jedzie ulicami mojego miasta. I MUSIAŁAM swoje odpłakać, choć przecież większość tych ludzi znałam jedynie z pierwszych stron gazet...

Patriotyzm to w XXI wieku bardzo trudne słowo. I swoistym dramatem jest to, że dopiero w tak tragicznych okolicznościach zaczynamy trochę je rozumieć. Na krótką chwilę wydaje nam się, że zbliżyliśmy się do prawdy, czujemy więź z ludźmi, którzy stoją obok nas w milczącym tłumie i jesteśmy wzruszeni, śpiewając razem z nimi hymn narodowy czy "Boże, coś Polskę...". Po polsku. Byłam dumna z moich córek, kiedy przez całe dwa dni pełniły harcerską służbę mundurową, porzuciwszy różne swoje zajęcia. I byłam dumna, kiedy wczoraj wieczorem syn poprosił mnie o czarną wstążkę, którą dziś, jadąc na uczelnię, przypiął do swetra. Bez żalu odcięłam ją od sukienki. To tylko gesty, ale jak napisał Jean Raspail, "piękny gest może zastąpić wiarę".

Nieważne, że to minie. Że za parę dni wrócimy do normalności, żal przestanie nam ściskać gardło i oczy nie będą wilgotniały na widok barw narodowych. Coś jednak w nas zostanie, jakaś drobina, która może kiedyś wykiełkuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz