Było sobie dwóch sąsiadów. Jeden potężny i bogaty, drugi znacznie słabszy i biedniejszy. Żyli jak pies z kotem albo jeszcze gorzej. Zdarzały się tam między nimi gwałty i grabieże, a nawet mordy, w czym zwłaszcza celował ten silniejszy i trudno temu stanowi rzeczy odmówić logiki. Słabszy bronił się jak umiał, kopał wokół swej posiadłości rowy, ogradzał się ostrokołem, w bramach i drzwiach zakładał podwójne i potrójne zamki, a kiedy się nieco dorobił, na dachu domu postanowił zainstalować małe działko, żeby sąsiada do kolejnych harców skutecznie zniechęcić.
Los chciał, że słabszemu sąsiadowi zmarł ojciec. Straszna to była tragedia i rozpacz. Rodzina pogrążyła się w żałobie i szykowano godny pogrzeb, na który zapowiedzieli się wszyscy sąsiedzi i znajomi. Z kondolencjami pospieszył także ów potężny sąsiad. Ba, przysłał okazały wieniec ze wstęgą, na której heksametrem wypisał panegiryk na cześć zmarłego. Przybył też na uroczystości pogrzebowe, na których stał z odpowiednio posępną miną, godnie kiwając głową, gdy celebrans dziękował mu za tak piękny gest.
A potem wszyscy wrócili do siebie - słaby sąsiad opłakiwać rodzica, a silny... A silny odczekał jeden dzień, po czym dał wywiad do gazety, w którym powiedział mniej więcej tak: "Wszyscy widzieli - wyciągnąłem do niego rękę. Uważam więc, że on powinien odpłacić mi tym samym. Niech zburzy ostrokół, zdemontuje zamki i niech sobie odpuści to śmieszne działko na dachu, bo na samą myśl o nim krew mnie zalewa."
Po czym obaj żyli długo i... jak pies z kotem. A może jednak nie? Koniec bajki jest, szczerze mówiąc, niepewny. Natomiast, jedno jest pewne - słabszy sąsiad byłby idiotą, gdyby się do tych żądań zastosował.
Dlatego, myślę sobie, Panie Klimow, że Pańska wypowiedź na łamach "Le Figaro"* obraża naszą, polską inteligencję. I prawdę powiedziawszy, mam nadzieję, że to tylko nieprzemyślane dictum wiceprzewodniczącego komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy, a nie oficjalne stanowisko naszego wschodniego sąsiada. Proszę mi wierzyć, Rosja może liczyć na naszą wzajemność. Jeśli, co nie daj Boże, trafi Wam się narodowa tragedia - spadnie jakiś samolot, wybuchnie bomba lub zatrzęsie się ziemia, my, Polacy, na pewno pospieszymy z gestami solidarności. Nasz prezydent pojedzie na pogrzeb Waszego prezydenta (oby nie musiał!), a kto wie, może i nasz premier się pofatyguje, choć Wasz tego nie zrobił. Będziemy z Wami płakać i Was wspierać. Ale ostrokołu nie zburzymy - przynajmniej mam taką nadzieję.
* Andriej Klimow powiedział dziennikowi "Le Figaro", że Moskwa oczekuje od Polski gestów pojedniania - np. zrezygnowania z zamontowania na naszym terenie rakiet Patriot.
wtorek, 20 kwietnia 2010
Bajka o dwóch sąsiadach
Etykiety:
Andriej Klimow,
katastrofa lotnicza,
Le Figaro,
pojednanie,
Polska,
rakiety Patriot,
Rosja,
Smoleńsk
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz