piątek, 23 kwietnia 2010

Krągła suchotnica, czyli co komu uchodzi na sucho

Byłam wczoraj w kinie. Tym razem z całą rodziną (sztuk pięć) i nietypowo, bo nie na filmie, a na operze. Właściwie na sfilmowanej operze - konkretnie "Cyganerii", którą w grudniu ubiegłego roku zarejestrowano w Covent Garden, a teraz wyświetlono warszawskiej publiczności w ramach projektu Cine-Maestro.

Sam projekt godny odnotowania, bo nieczęsto ma się okazję oglądać na wielkim ekranie spektakle zrealizowane w największych teatrach operowych Europy. A jednak, tłumów nie było. Tak na oko, to nasza piątka załatwiła kinu Cinema City Arkadia znaczną część frekwencji. Fakt, bilety tanie nie są, bo 220 złotych dla pięciu osób (w tym trójka uczącej się młodzieży) to wydatek odczuwalny dla domowego budżetu. W dodatku, mam wrażenie, że projekt nie jest specjalnie promowany, a personel Cinema City wykazuje w tym względzie zdumiewającą dezynwolturę. Kiedy jakieś dwa miesiące temu spytałam bileterkę o te seanse, wytrzeszczyła na mnie oczy, mówiąc, że w życiu o czymś takim nie słyszała. Dobrze, że Internet słyszał, bo inaczej nigdy byśmy tej "Cyganerii" z Covent Garden nie obejrzeli.

I byłaby wielka szkoda. Bo spektakl świetny. Bardzo klasyczny, w pięknych, stylowych dekoracjach i kostiumach. Żadna awangarda, w której Mimi byłaby chorą na AIDS narkomanka, a Rodolfo niespełnionym muzykiem rockowym (vide musical "Rent" będący trawestacją "Cyganerii"). Zaśpiewany pięknie - cztery czołowe partie (Rodolfo - Teodor Ilincai, Mimi - Hibla Gerzmava, Musetta - Inna Dukach i Marcello - Gabriele Viviani) zasługiwały na oklaski na stojąco. Aria Musetty z II Aktu wyrwała okrzyki zachwytu nawet z ust mojej 12-letniej Baśki.

Nie obyło się bez maleńkich zgrzytów, natury, że tak powiem, estetycznej. Bo jak tu wzruszać się nad chudą kondycją paryskiej bohemy, gdy krąglutki Rodolfo i balansujący na granicy otyłości Marcello śpiewają o tym, że przymierają głodem? I jak nie parsknąć śmiechem, gdy patrząc namiętnie na bardzo krzepką, wręcz nieco rubensowską postać Mimi, Rodolfo wyśpiewuje o jej "wątłej piersi" i "wychudzonych policzkach"? Okazuje się jednak, że w operze możliwa jest nawet krągła suchotnica, bo jeśli dobrze śpiewa, reszta generalnie uchodzi jej na sucho. W każdym razie w oczach kogoś, kto kocha operę. Jak ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz