niedziela, 25 kwietnia 2010

Katyń z perspektywy Paryża

W piątek odwiedził mnie przyjaciel z Francji. Znamy się kopę lat, z czego dobrą dychę Mathieu (zwany Mateuszem) był moim szefem. Szefem nietypowym, który tym się różnił od pętających się wówczas tłumnie po Polsce "ekspatów", że nauczył się polskiego i jeździł fordem fiestą, jak ognia unikając wielkiego merca z kierowcą, którego do dyspozycji dała mu firma.

Fakt, że od dziesięciu lat Mateusz znowu mieszka w Paryżu, nie zmniejszył jego przywiązania do Polski oraz znajomości naszego języka, który pielęgnuje, czytając po polsku co podleci - artykuły w sieci, książki i wszelkie inne słowo drukowane. Interesuje się naszą polityką (jest jednym z nielicznych znajomych cudzoziemców, którym nie muszę tłumaczyć, kto to Lepper, Giertych, Pawlak czy Rokita) i historią. Wie, co to kresy, umie bezbłędnie wymówić nazwisko marszałka Piłsudskiego, a Uniwersytet Jagielloński nie brzmi w jego ustach jak "żażelon". Kiedy przyjeżdża, dyskutujemy zawzięcie - ja drażnię go francuskim fundamentalizmem laickim i reżimem Vichy, on wytyka mi nasze polskie grzeszki, drążąc temat relacji polsko-litewskich czy polsko-ukraińskich.

Mateusz o Katyniu nie tylko "słyszał". Mateusz wie, gdzie Katyń leży, wie, że za tą symboliczną nazwą kryje się kilka obozów, których nazwy potrafi wymówić, nie myląc Kozielska z Kozienicami. Zatem, kiedy ostatnio świat nagle dowiedział się o Katyniu, Mateusz o niczym się już nie musiał dowiadywać i niczemu dziwić. A jednak się zdziwił. Lecąc do Warszawy, wziął do ręki piątkową Gazetę Wyborczą i przeczytał artykuł "Jednomyślność po katastrofie" autorstwa Bronisława Łagowskiego. I - jak mi powiedział - miał nadzieję, że czegoś nie zrozumiał, więc poprosił, bym ten artykuł przeczytała i uspokoiła go, że "nie skumał bazy".

Ale skumał. Dokładnie zrozumiał, że w celu zaatakowania "polityki historycznej" PiS-u, pan Łagowski posłużył się zbrodnią katyńską, posuwając się nawet do cytowania Adama Zamoyskiego, który nie chciał jeździć "na żadne głupie msze w Katyniu". Pan Łagowski pisze tak: Z historii świeckiej, gdzie czyny się przedawniają, lekkomyślni Polacy przenoszą Katyń do sfery niby-świętej, gdzie wszystko, co było kiedykolwiek, może istnieć w nieskończoność, pod warunkiem, że jest podtrzymywane w symbolicznym bycie za pomocą odpowiednich rytuałów.

Jestem tylko "lekkomyślną Polką", która bardzo sobie ceni rytuały, więc nie skomentuję. Oddam za to głos Mateuszowi znad Sekwany, który potrząsał nad tym głową z niedowierzaniem i pytał mnie retorycznie: "Wyobrażasz sobie, żeby coś takiego napisać o holokauście? Dopiero byłoby wrzask." Ano byłby. I pewnie zaraz by powiedziano, że jakież to porównanie, bo tam parę milionów, a tu "tylko" dwadzieścia parę tysięcy, tam ludobójstwo, a tu tylko zbrodnia... Więc w przypadku holokaustu, o przedawnieniu nie ma mowy i będzie on istniał w nieskończoność. Bo holokaust już dawno jest w sferze świętej, do której, zdaniem pana Łagowskiego, Katyń nie może aspirować i musi się zadowolić partykułą "niby".

Trudno to zrozumieć z perspektywy Paryża. Jeszcze trudniej z perspektywy Warszawy czy Krakowa. Nie wiem, z jakiej perspektywy pisał pan Łagowski, ale zastosowanie trzeciej osoby liczby mnogiej ("lekkomyślni Polacy przenoszą...") sugeruje, że chyba nie z polskiej. To wiele wyjaśnia.

4 komentarze:

  1. Dobry pomysł na polemikę do tekstu przez użycie figury "osoby trzeciej". To ON się pyta i zastanawia. Taki sprytny manewr obejścia. Choć to tylko jeden Francuz i do tego specyficzny. Ale dobre dobre

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowny Panie, "on" pytał naprawdę. Bo "on" istnieje, czytał, dziwił się. A moja opinia i tak widoczna jak na dłoni, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ ja wiem, że on istnieje, zdaje się (o ile się nie mylę) poznałem go nawet kiedyś osobiście. Spodobała mi się po prostu ta figura stylistyczna. Gdyby postać była fikcyjna to by tekst nie miał smaku. A opinia autora tekstu jest jak najbardziej widoczna i o to chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. No, proszę. Ależ ten świat jest mały. Pozdrawiam serdecznie znajomego mojego przyjaciela. :)

    OdpowiedzUsuń