Historia się pisze przez "samo h". I na tym się kończy "samo-pisanie-się" historii. Bo poza tym, piszą ją ludzie. I jest to zjawisko fascynujące, którego zgłębianie może doprowadzić tylko do jednego: człowiek przestaje ufać jakimkolwiek podręcznikom, monografiom i innym dziełom o dziejach. W każdym razie, ROZSĄDNY człowiek nie ufa im bezwzględnie, bo wie, KTOŚ TO KIEDYŚ NAPISAŁ i jest to tylko wersja tego ktosia, która na pewno nie jest jedyną istniejącą.
Tak mnie wzięło na rozważania o historiografii, bo primo, ślęczę nad tą "Czarną księgą rewolucji francuskiej", gdzie aż roi się od dowodów na to, że historykom ufać nie należy, a secundo, dostałam do przeczytania pewną pracę doktorską. Praca dotyka historii stosunkowo świeżej, bo sprzed mniej więcej 30 lat, a konkretnie młodzieżowych ruchów opozycyjnych w Gorzowie Wielkopolskim. Trafiła zaś do mnie, bo tak się składa, że "młodzieżowe ruchy opozycyjne w Gorzowie Wielkopolskim" są mi jakoś tam bliskie, choćby ze względu na to, że jednego takiego młodego opozycjonistę z Gorzowa poślubiłam - oczywiście, jak jeszcze był młody, czyli - hmm (wybacz, Kochanie) - dosyć (na wszelki wypadek to zrelatywizuję) dawno temu.
Rozdział, który mnie najbardziej zainteresował, dotyczył gorzowskiego harcerstwa "niezależnego". Przede mną pracę tę czytało już parę innych osób - uczestników opisywanych wydarzeń, i każda naniosła jakieś poprawki. Ja także coś tam skorygowałam, mój ślubny też. Sporo się przy tym napociliśmy, ustalając, "czy to było w 1983 czy w 1985", "czy oni was zgarnęli 14-go grudnia, czy może później". I szczerze mówiąc, pewności nie mieliśmy...
Tu dochodzę do sedna. No bo powiedzmy to sobie otwarcie - współtworzyliśmy pracę, było, nie było, naukową. Doktorską. Która trafi do jakichś tam archiwów. Na którą inni będą się kiedyś powoływać. Która stanie się ŹRÓDŁEM. A my co? Nie dość, że komentarze i poprawki tych, co czytali przed nami, czasem budziły nasze wątpliwości, to nawet my sami, choć przecież BYLIŚMY, WIDZIELIŚMY, PRZEŻYLIŚMY, nie jesteśmy pewni. Bo, po prostu - nie pamiętamy. W każdym razie, nie pamiętamy zbyt dokładnie. I każdy z tych, co byli, widzieli, przeżyli pewnie pamięta to jakoś inaczej. Inaczej rozkłada akcenty, inaczej plasuje tam siebie. Inaczej pisze tę historię. Która, niestety, sama się nie napisze.
środa, 28 kwietnia 2010
Jak się pisze historia
Etykiety:
fakty,
harcerstwo gorzowskie,
historia,
historiozofia,
lata 80.,
młodzież,
opozycja,
pamięć,
wspomnienia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Otóz to! Podobno - zdaniem policjantów - każdy naoczny świadek widzi co innego i fakt, że jest "naocznym" bynajmnie nie dowodzi, że absolutnie wiarygodnym.
OdpowiedzUsuńA teraz - wyobraxmy sobie te wszystkie "poprawki" jakie wnosza "naoczni świadkowie" po upływie wielu lat? Skóra cierpnie.
W środowisku prawniczym funkcjonuje powiedzenie "łże jak naoczny świadek". Daje do myślenia, prawda? :))
OdpowiedzUsuńCzy ktoś jeszcze pisze kroniki i pamiętniki na bieżąco ?
OdpowiedzUsuńChociażby te z tłem rodzinnych wydarzeń?
ślęczę teraz usiłując odczytać kronikarskie zapiski babcine.
Widzisz, Beato, że wówczas warto było chociażby w agendzie-kalendarzu czynić notatki, a następnie go chować. Robiłam to kiedyś. mam kilka roczników. Niestestety moje lenistwo zwyciężyło moje chęci.
PS.chyba odkryłam. Z przeglądarki Safari mogę pisać komentarze, niestety ona nie ma korrektora błędów.
Setki razy obiecywałam sobie, że będę robiła notatki - systematycznie, dzień po dniu, nawet jeśli pod niektórymi datami miałabym zapisać jedynie: "Nic" (taką adnotację zrobił w swoim dzienniku Ludwik XVI pod datą 14 lipca 1789 roku!). Oczywiście, wyszło z tego... nic. ;)
OdpowiedzUsuń