Jako kobieta-w-pewnym-wieku, która niejedno już przeżyła, a w dodatku "robiła w prasie", wiem, ile jest warte tak zwane dziennikarstwo poradnikowe. Dlatego z reguły omijam wszelkie artykuły, których tytuł sugeruje, że autor będzie mi doradzał, jak żyć. Czasem jednak zwycięża ciekawość, co też nowego da się jeszcze wymyślić, na przykład w temacie "jak być szczęśliwym po czterdziestce", poza tym, co już wszyscy wiemy - trzeba odnaleźć siebie, słuchać intuicji i żyć w harmonii ze swoim wewnętrznym dzieckiem. O ile go jeszcze nie zdążyliśmy zamordować, co po czterdziestce jest podobno zjawiskiem dosyć powszechnym.
Dziś, kiedy od niechcenia serfowałam sobie po sieci, moją uwagę przyciągnął oryginalny skądinąd tytuł "Jak uniknąć depresji". Temat na czasie, ponure choróbsko kosi na prawo i lewo, coraz mniej osób może powiedzieć, że zna je tylko z literatury. A tytuł sugeruje jednoznacznie, że autor (autorzy?) odkrył jakiś cudowny sposób, by w tę czarną dziurę nie wpaść. No, to poczytajmy.
Żeby nie zanudzić, wymienię jednym tchem zbawienne rady, których tam udzielono:
- unikać stresu,
- zdrowo się odżywiać (żadnego śmieciowego żarcia, żadnych słodyczy, sama zdrowa żywność),
- pić ziółka,
- i wodę,
- ćwiczyć jogę,
- regularnie się przytulać,
- uprawiać seks.
Wziąwszy pod uwagę, że co najmniej cztery z wyżej wymienionych porad można by swobodnie umieścić w artykule pt. "Jak być piękną na wiosnę", doszłam do wniosku, że super figura, gwarantująca dużo przytulania i regularny seks, to najlepsza recepta na życie bez depresji. Czyli od jutra - primo, rzucam robotę (patrz punkt pierwszy), secundo, zaczynam ostrą dietę.
I - adieu tristesse!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz