środa, 22 lutego 2012

Ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi

W takich już czasach żyjemy, że na naszych oczach dokonują się rewolucje. Ciężko nadążyć za zmianami. Jeszcze wczoraj biegaliśmy na pocztę, by wysłać list do ukochanego i czekać na odpowiedź miesiąc z okładem. Dziś wciskamy „enter” i list zwany mailem szybuje przez tajemnicze przestrzenie wirtualu do adresata. Trzeba tylko uważać, żeby tego „enter” nie wcisnąć za szybko, bo trefnego maila, w przeciwieństwie do listu, nie da się wygrzebać ze skrzynki pocztowej przy pomocy życzliwego listonosza.

Ale nowe technologie to nie jedyny obszar, gdzie musimy testować nasze zdolności adaptacyjne. Nowe atakuje zewsząd, czasem słusznie, czasem śmiesznie, a czasem wręcz absurdalnie. Najzabawniej jest zaś wtedy, gdy przybiera formę urzędową. Na przykład, pisma wydanego przez biuro premiera.

Nie, nie naszego. Tym razem popisał się premier Republiki Francuskiej. Rząd Francji postanowił rozprawić się z reliktem przeszłości, który od dawna już spędzał sen z oczu francuskim (i pewnie nie tylko) feministkom – słowem mademoiselle, czyli panna. Obok madame (pani) jest ono jasnym sygnałem stanu cywilnego osoby, przed której nazwiskiem się pojawia. Francuzi uznali, że taka stygmatyzacja jest zjawiskiem godnym potępienia i załatwili mademoiselle odmownie przy pomocy okólnika premiera – od tej pory we francuskich pismach urzędowych panny nie mają racji bytu.

W sumie, biorąc pod uwagę, że żyjemy w czasach, gdy rozmaici mędrcy łamią sobie głowy, jak zwracać się do przedstawicieli gatunku Homo sapiens bez sugerowania ich płci, a dzieci w przedszkolach próbuje się uczyć, że słowa mama i tata to przeżytek, decyzja rządu francuskiego nie wydaje się specjalnie szokująca. Co mnie martwi, to fakt, że Francja rezygnuje z tego, co do tej pory było jej wyróżnikiem i prawdziwie sympatyczną wizytówką – przywiązania do tradycji w kontekście języka ojczystego. Skazana na banicję mademoiselle jest ofiarą poprawności politycznej. Mais où sont les neiges d’antan – ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi - ubolewał François Villon w swojej Balladzie o paniach minionego czasu. Paniach, nie pannach. Czyżby coś przeczuwał?

PS. Sprawdziłam na stronie jednego z ministerstw Republiki Francuskiej. Pełno tam jeszcze różnych panienek. Widocznie okólnik jeszcze nie dotarł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz