poniedziałek, 26 września 2016

Moja Ryska Przygoda. Łotewski dowód istnienia


Od dziś oficjalnie jestem ryżanką. Wprawdzie brzmi to bardziej jak nazwa zupy niż mieszkanki czegokolwiek, ale trudno. Bo dziś, dokładnie 107 dni po przyjeździe na Łotwę, odebrałam w tutejszym urzędzie... No, właśnie nie bardzo wiem, co odebrałam.

Kiedy składałam wniosek, wydawało mi się, że ubiegam się o kartę czasowego pobytu. Kiedy otrzymałam decyzję (pozytywną zresztą), okazało się, że dostanę coś w rodzaju dowodu osobistego. Dziś się dowiedziałam, że to dowód osobisty, tyle że wydany na stosunkowo krótki czas. Koleżanka Łotyszka, oglądając moją kartę, nie ukrywała zdziwienia - jej dowód wygląda identycznie jak mój, choć niestety muszę przyznać, że jej fotka jest bardziej twarzowa.

Tak czy siak, jestem szczęśliwą posiadaczką łotewskiego dowodu tożsamości. Kosztowało mnie to trzy wizyty w urzędzie. Raz, żeby złożyć wniosek. Drugi raz, żeby odebrać decyzję. Trzeci, żeby odebrać rzeczony dowód. Poza czasem, w łotewską tożsamość zainwestowałam też trochę mamony - 15 euro za decyzję oraz 5 euro za coś, czego kompletnie nie rozumiem, ale przecież nie o to chodzi, żebym rozumiała, tylko żebym zapłaciła. Rzecz polegała na złożeniu deklaracji o miejscu zamieszkania. Formularz składał się z mojego imienia i nazwiska oraz łotewskiego adresu. Sama to własnoręcznie wypełniłam i podpisałam, a pani w urzędzie przyjęła i skasowała mnie na 5 euro, choć przecież to ja wykonałam całą robotę. Ot, logika urzędnicza.

No, ale jak się tak dobrze zastanowić, 20 euro za otrzymanie łotewskiej tożsamości to chyba nie jest wygórowana cena. Jako osoba dociekliwa, spytałam koleżankę Łotyszkę, gdzie mianowicie mi się ta karta może przydać. Otrzymałam mało dyplomatyczną odpowiedź, że mianowicie nigdzie. Poczułam się nieco urażona, żeby nie powiedzieć nabita w butelkę. Potem zażądałam przetłumaczenia jedynego dłuższego napisu, który figuruje na moim dowodzie tożsamości, i został tam umieszczony wyłącznie po łotewsku. Jak się okazało, napis ów głosi, że mogę legalnie pracować w Republice Łotewskiej.

Wygląda na to, że właśnie w tym celu musiałam dostać tę kartę-potrzebną-zupełnie-do-niczego.  I właściwie to się cieszę, że nie muszę jej nikomu okazywać - na fotce wyglądam jak rasowa kryminalistka. A już myślałam, że gorzej niż w paszporcie się nie da. Eh...

Pa! Ryżanka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz