poniedziałek, 12 września 2016

Moja Ryska Przygoda. Różne oblicza zwycięstwa


Ostatni weekend spędziłam nad wyraz aktywnie. Zaczynając od końca, w niedzielę wskoczyłam na mojego żelaznego rumaka i popedałowałam, o przepraszam, pogalopowałam do Jurmali (blisko 40 kilometrów w obie strony), by udowadniać na tamtejszej plaży, jak dalece nie wierzę w opowieści o czerniaku. Za to w sobotę rumak posłużył mi za podwózkę do miejsca, gdzie czas spędzają tutejsi miłośnicy jazdy na rolkach. Czyli do Parku Zwycięstwa.

Park Zwycięstwa jest w Rydze kością niezgody. I nie ma to nic wspólnego ze ścigającymi się tam rolkarzami, za to ma wiele wspólnego z historią. Bo w Parku Zwycięstwa (zwanym też placem Zwycięstwa) stoi gigantyczny pomnik, który każdemu mieszkańcowi naszej części Europy skojarzy się jednoznacznie. No, w każdym razie, każdemu powyżej czterdziestki. Proszę tylko rzucić okiem.


Oczywiste, nieprawdaż? Nie ulega wątpliwości, kto zwyciężył i kogo. Na pierwszy rzut oka widać, że to nieustraszona Armia Czerwona odniosła pełne poświęcenia, chwalebne zwycięstwo nad... No, właśnie. Tu historia się rozjeżdża. Jedni mówią, że nad hitlerowską hydrą. Drudzy, że właściwie to nad aliantami, którzy pokornie złożyli w daninie spory kawałek Europy.

Pomnik stoi na tym placu od 1985 roku, kiedy to Łotwa nie była jeszcze Łotwą, tylko Łotewską Republiką Rad, a wersja historii była jedyna i słuszna. Zaś wyrazem tej słuszności oraz wdzięczności był ów pomnik. Od tego czasu sporo się jednak zmieniło. Do jedynie słusznej narracji doszlusowała inna - również jedynie słuszna.  Każda z nich ma na Łotwie gorących zwolenników i przeciwników, o co nietrudno w społeczeństwie tak silnie i wyraźnie spolaryzowanym, jak społeczeństwo znad Dźwiny.

Ponad 37% ludności mówi tu wyłącznie po rosyjsku i ani myśli, by ten stan rzeczy zmienić. Co roku, 9 (podkreślam: dziewiątego) maja, przedstawiciele tej znaczącej części społeczeństwa, tłumnie zbierają się na placu Zwycięstwa, by - na pohybel całej reszcie - świętować z pompą Dzień Zwycięstwa (starsi zapewne pamiętają ze szkoły: Dzień Zwycięstwa, maj zielony, białe kwitną bzy...). I nie ma to, tamto. Są kwiaty, mundury, ordery. Osobiście tego nie widziałam, bo przybyłam do Rygi w czerwcu, ale koledzy z pracy, którzy widzieli, byli pod wrażeniem. Niezbyt przyjemnym, ale za to wielkim.

Od lat powstają plany - mniej lub bardziej oficjalne, by się tego "wyrazu wdzięczności" pozbyć. Była nawet próba wysadzenia pomnika, która skończyła się tragiczną śmiercią wykonawców zadania. Ostatnią petycję obywatelską w tej sprawie sejm odrzucił kilka dni temu. Rosyjskojęzyczny burmistrz Rygi nie krył oburzenia pomysłem...

O tym wszystkim myślałam, jeżdżąc na rolkach wokół spornego monumentu, a obok mnie śmigały grupy nastolatków radośnie przekrzykujących się... po rosyjsku. Czy i dla nich ten pomnik znaczy coś więcej niż punkt orientacyjny na trasie rolkowych wyścigów? Odpowiedź poznam, być może, w maju przyszłego roku, kiedy 9 maja przyjdę na własne oczy zobaczyć pęknięte łotewskie społeczeństwo. O ile się odważę...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz