wtorek, 10 stycznia 2012

Świadomość kształtuje bunt?

Ciężki jest los rodzica. Rodzicielki zresztą także (tu ukłon w stronę feministek). A już najgorzej mają rodzice dzieci inteligentnych i oczytanych. Kiedyś takie dzieci nazywano przemądrzałymi, co dziś nie przejdzie, bo konotacje słowa „przemądrzałe” są pejoratywne, a używanie określeń pejoratywnych w odniesieniu do swoich lub cudzych dzieci może się w dzisiejszych czasach skończyć nawet w sądzie, więc nie radzę próbować.

Wróćmy jednak do dzieci inteligentnych i oczytanych. Otóż takie dzieci stanowią dla rodziców nie lada wyzwanie. Takie dzieci, naczytawszy się w Internecie o prawach dziecka i jego etapach rozwojowych, wiedzą na przykład, co to jest bunt nastolatka i potrafią z tej wiedzy umiejętnie skorzystać. Na przykład, oświadczając wkurzonemu rodzicowi, żeby się odczepił, bo pyskowanie jest dla nastolatka normalną formą komunikacji.

Kiedy przypomnę sobie siebie w wieku lat 13-15, stwierdzam z niesmakiem, że albo nie należałam do dzieci inteligentnych i oczytanych, albo też (to bardziej pochlebna dla mnie wersja) miałam ograniczony dostęp do informacji. Nie wiedziałam, na przykład, że bunt nastolatka jest moim świętym prawem, a rodzice pozbawieni są prawa brutalnego dławienia tego buntu. Niewykluczone, że na skutek braku tej wiedzy ominął mnie niezwykle ważny etap w rozwoju, nie zbuntowałam się kiedy trzeba i ta nieodrobiona lekcja da o sobie znać, gdy skończę siedemdziesiątkę. Na stare lata mi odbije i będę piekielnie zbuntowaną staruszką. A mój ojciec (oby żył wiecznie) pożałuje, że nie pozwolił mi się wyszaleć, gdy byłam przemądrzałą nastolatką.

I czasem się zastanawiam, jakim cudem ludzkość przetrwała do tej pory, w kondycji – fakt – różnej, ale przecież nie dramatycznej, skoro świadomy bunt nastolatka jest zjawiskiem znanym dopiero od niedawna. I w takim starożytnym Rzymie czy w XVI-wiecznej Polsce nastolatkom w najśmielszych snach nie zakiełkowała myśl, by się przeciwko władzy rodzicielskiej buntować. Jak to możliwe, że w tych warunkach nie wychowywano kolejnych pokoleń dewiantów, jednostek niezdolnych do samodzielnego funkcjonowania w społeczeństwie? Ludzi tłamszących na dnie jestestwa pokłady niewybrzmiałego buntu, który przecież – zgodnie z tym, czego uczy psychologia – każdemu się należy jak psu zupa. I który musi kiedyś wybuchnąć.

Ot, zagadka. Na którą psychologia ma zapewne jakąś mądrą odpowiedź. Mnie jednak w tej chwili bardziej pochłania inna kwestia – jak przeżyć świadomy (sic!) bunt nastolatka, a raczej nastolatki, w moim własnym domu. I przy okazji nie zwariować. A może by tak odciąć dziecinę od Internetu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz