sobota, 14 stycznia 2012

Bezsenność w Chorwacji

Wczorajszy wieczór spędziłam w teatrze Polonia. Niespodziewanie, bo bilety zaoferowała mi koleżanka z pracy, którą zmogło jakieś choróbsko. Koleżance współczuję (Pani Justyno, życzę zdrowia!), ale losowi jestem wdzięczna. Gdyby nie ten zbieg okoliczności, nie wiem, czy z własnej woli wybrałabym się na "Ucho, gardło, nóż" - monodram Krystyny Jandy.

Z Krystyną Jandą mam bowiem od lat pewien problem. Z jednej strony przez całe dekady irytowała mnie niepomiernie w swoich licznych filmowych wcieleniach, zawsze - przynajmniej w moim odczuciu - będąc bardziej Krystyną Jandą niż graną postacią. Z drugiej, dane mi ją było obejrzeć w kilku spektaklach teatralnych, po których ze zdumieniem kręciłam głową, myśląc "kurczę, to jednak świetna aktorka". I tak, za każdym razem, gdy idę do teatru lub kina, gdzie mam się spotkać z panią Krystyną, targa mną niepewność, jak będzie tym razem. Kogo zobaczę na deskach/ekranie?

Wczoraj, po blisko dwugodzinnym spektaklu mogę powiedzieć bez wahania: ten wieczór spędziłam z Tonką Babić. Serbką, cierpiącą na bezsenność w Chorwacji. Chorwacji przepełnionej powojenną traumą. Którą Tonka dzieli się z widownią teatru Polonia.

Nie będę opisywała spektaklu, bo chyba nie potrafię. Dwie godziny siedziałam jak przykuta do krzesła i nawet nie miałam ochoty wyjść na przerwę. Wściekła na cały świat, skrzywdzona, zalękniona, ale niepozbawiona poczucia humoru Tonka stała mi się okropnie (słowo dobrane celowo) bliska. Zbyt bliska. Bliska tak bardzo, że przez jakiś czas będę miała wyrzuty sumienia, że kiedy ona nie może spać, bo dręczą ją koszmary tamtej wojny, ja śpię spokojnie. Śpię, choć i dziś w różnych miejscach świata, czasem nawet całkiem blisko, ludzie mordują się nawzajem.

Przez jakiś czas będę miała wyrzuty sumienia. Przez jakiś czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz