Jabłko nie ma "dobrej prasy". Zaczęło się od afery w raju, potem było jabłko niezgody na weselu Tetydy i Peleusa, z jabłkami na bakier miał Herkules, Wilhelm Tell musiał w nie strzelać, ryzykując, że ustrzeli swojego pierworodnego, a Królewna Śnieżka na pewno nabawiła się jabłkowstrętu do końca życia.
Dlatego powinnam była wiedzieć, że prezenty, które mają coś wspólnego z jabłkiem, muszą zawierać jakiś haczyk, na którym prędzej czy później zawiśnie moje sponiewierane jestestwo. Niestety, moją czujność uśpiła lśniąca choinka, zapach wigilijnych pierników, lecące z płyty kolędy Preisnera i śliczne, kolorowe pudełko, malowniczo przewiązane wstążką. W pudełku spoczywało zaś mniejsze pudełko, a w nim... kwadratowy przedmiocik z charakterystycznym logo - nadgryzionym jabłuszkiem. Mój maleńki, prywatny iPodzik. Przepustka do świata muzyki, której teraz będę mogła słuchać, pomykając na rolkach lub rowerze po Polach Mokotowskich. Muszę tylko naładować do pamięci tego cudeńka tyle muzyki, ile tylko się zmieści, a zmieści się duuuuużo! Alleluja!
Syn powiedział: Matka, w wolnej chwili ci nagram, co będziesz chciała. Ja na to z wyższością: Synu, łaski bez, sama sobie nagram, taka guuupia to ja już nie jestem...
I co? I gucio. Od paru dni podchodzę do tego nagrywania i nic mi z tego podchodzenia nie wychodzi. Jabłko najwyraźniej gryzie się z pecetem, co w zasadzie przeczuwałam, ale jakoś nie dopuściłam do świadomości. Trzeba pewnie odprawić jakieś czary-mary, załadować jakiś program, coś ściągnąć, gdzieś kliknąć... A może po prostu iść do syna i z głupia frant przypomnieć, że obiecywał...?
Hm, właśnie otworzyłam mini-instrukcję dołączoną do pudełka. Na pierwszej stronie stoi jak byk: Ściągnij najnowszą wersję iTunes... Na applowym haczyku dynda moja duma.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz