poniedziałek, 21 grudnia 2009

Piękno w procentach, czyli wybieram Prousta!

Pierniki - są. Tort makowy - jest. Kutia - jest (no prawie, bo pszenica stygnie, a mak się rozmraża - zapomniałam, że na balkonie minus dziesięć). Prezenty - zapakowane. Kartki - wysłane. Uf. Właściwie, mogłabym już powoli zacząć świętować. I zacznę, jak tylko angina opuści mnie na dobre.

Tymczasem, odwaliwszy całą tę kuchenno-choinkową robotę, przeglądam sobie leniwie internetowe serwisy dezinformacyjne. I nagle - rewelacja! "Idealna kobieta namierzona!" - obwieszcza (z wykrzyknikiem, a jakże) Wirtualna Polska, która faktycznie, sądząc po zamieszczanych tam często informacjach, jest bardziej wirtualna niż realna. Kobieta idealna pasuje tu jak ulał (nawet do rymu). A zatem - klik! - wchodzę i czytam. Czytam i się - rzecz jasna - dowiaduję. Otóż, uczeni kanadyjscy (nie, nie radzieccy) zbadali swoich studentów pod kątem preferowanej kobiecej urody i opracowali model ideału. Skupili się na twarzy, bo widocznie nie chcieli sobie roboty komplikować zbyt wielką ilością danych. I co im wyszło?

Wyszło, że grunt to matematyka. Bo, proszę sobie wyobrazić, taki ideał wyrażony jest... w liczbach. A dokładniej - w procentach. Żeby być Kobietą Idealną, trzeba, drogie Panie, mieć odległość między źrenicami wynoszącą 46% szerokości twarzy (od ucha do ucha). Natomiast odległość między ustami a nosem musi wynosić 36% odległości między linią włosów a brodą (w sensie części ciała, a nie pokrywającego ją ewentualnego owłosienia). Proste, co nie?

Nie mogłam się oprzeć pokusie, poleciałam po metr krawiecki i dokonałam pomiarów. Trochę mi szło niesporo, bo źrenice miałam rozbiegane (stres!), a linia włosów jest u mnie niezbyt równa, więc dręczyła mnie niepewność, w którym miejscu przyłożyć miarę. W końcu wszystkie odległości zostały pomierzone, a procenty policzone (chwała Bogu, że mam maturę z matmy, bo mogłoby być krucho!).

Wyszło... tak sobie. Właściwie, to kiepsko. No, szczerze mówiąc, zupełnie do kitu. Moje procenty dzieli od procentów Kobiety Idealnej dobrych parę punktów procentowych! I teraz mam dwa wyjścia: a) pogrążyć się w rozpaczy, że jestem urodziwa inaczej, i mieć całkiem spaprane święta; b) przyjąć, że rację miał Marcel Proust, radząc, by piękne kobiety pozostawić mężczyznom bez wyobraźni.

Wybrałam opcję b. W końcu Proust był Francuzem, a oni się na kobietach znają jak nikt. Więc nie ma co rozpaczać. I trawestując Sartre'a (też Francuz!), od dziś głoszę wszem i wobec: Być może, istnieją twarze piękniejsze, ale ta jest moja!*

* Być może, istnieją czasy piękniejsze, ale te są nasze. 
                                                           Jean-Paul Sartre

3 komentarze:

  1. Beato - ja pana Prousta osobiście nie znam, ale zacnego rozumu to człek byc musi :)
    Co sie tyczy uczonych kanadyjskich, to nikt o takim produkcie nie słyszał, więc i teorie całkiem niewiarygodne.
    Wyrzuc centymetr. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jadziu, wyrzucić, nie wyrzuciłam, bo się jeszcze może przydać. ;) Ale mentalnie jestem już daleko od "idealnych proporcji". Bo przecież - jak mawia klasyk - trzeba "znać proporcją, mocium panie". ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Beato imponujesz mi, jesteś jak torpeda, gdy ja jeszcze w barszczu.;))) a co do proporcji do osobiście nie znam osoby tak asymetrycznej jak ja. I nie znam też nikogo kto by się z tym tak dobrze czuł jak ja. A centymetr wywaliłam już b. dawno temu. Używam, gdy konieczność, metra budowlanców;))) Puenta-rewelacyjna!
    Wesłoych Świąt, i lece do kuchni w której z radiem sobie podśpiewuję. B. ;))

    OdpowiedzUsuń