czwartek, 10 grudnia 2009

Chlip-hop, czyli błogosławione skutki chlipania na temat

Zawsze wiedziałam, że teatr jest dobry na wszystko. Dlatego po wczorajszej wizycie u dentysty, wieczór w teatrze Ateneum wydał mi się najlepszym remedium na to, co musiałam przecierpieć na eleganckim fotelu pani doktor Ilony. Tytuł spektaklu brzmiał zachęcająco: "Chlip-hop", sugerując, że dostanę dwa w jednym - i sobie pochlipię, i sobie poskaczę (duchowo, zapewne). A jak do tego dodać autorów i obsadę - Magdę Umer, Andrzeja Poniedzielskiego i Wojciecha Borkowskiego, remedium zaczęło mi coraz bardziej wyglądać na panaceum - taki skład musi leczyć wszystko!

I rzeczywiście! Dwie godziny spędzone w malutkiej salce Sceny na Dole były jak plaster na zbolałą duszę (o zbolałych zębach nie wspominając). Dawno nie dane mi było posłuchać tak mądrych, błyskotliwych, pełnych uroku i humoru tekstów jak na spektaklu z chlipaniem w tytule. Sto dwadzieścia minut śmiechu (śmiechu, nie rechotania!). Sto dwadzieścia minut refleksji i pogodnej zadumy nad tym, co pewien mój kolega trafnie określa jako "twardą prawdę o życiu". Mnóstwo bon motów, które można by cytować i cytować, ciesząc się przy tym, że piękna polszczyzna nie dołączyła jednak do katalogu języków martwych.

No i piosenki! Największe perły z kolekcji utworów, które Magda Umer nazwała "piosenkami po coś". "Stacyjka Zdrój", "La valse du mal", "Moje ulubione drzewo"... - długo by wymieniać. I słuchać w nieskończoność. Zaśpiewane dyskretnie, bez żadnego zadęcia, bez silenia się na aktorstwo, powściągając środki wyrazu. Tak, żeby słuchacz mógł naprawdę USŁYSZEĆ tekst.

O czym jest ten spektakl? O rzeczach najprostszych, a zarazem najważniejszych. O miłości, o młodości, o starości i radości... Samo się rymuje. Człowiek wychodzi z teatru jak nowo narodzony. I bogatszy o wiedzę o samym sobie. Ja, na przykład, nareszcie dowiedziałam się, jak nazywa się ów dziwny stan, w którym znajduję się niezmiennie już od wielu lat, a którego nie potrafiłam zdefiniować. Zrobił to za mnie Andrzej Poniedzielski - z właściwą sobie elegancką nonszalancją i ironicznym dystansem. Otóż, stan ten zwie się Stanem Młodości Stabilnej - w skrócie SMS! Jeśli ktoś chce się dowiedzieć więcej na ten temat, zachęcam, by odwiedzić Ateneum. A jeśli się nie da, to - uwaga! uwaga! - spektakl wydano na płycie dvd! Wspaniały prezent pod choinkę - dla żony, córki, ciotki, babki, przyjaciółki oraz wszystkich męskich wariantów powyższego.

Na na koniec, jako zaliczka na poczet bożonarodzeniowych prezentów, cytat z "Chlip-hopu" - fragment piosenki Andrzeja Poniedzielskiego:

Zamień mój żal
na bal, na bal,
a sny pozamieniaj na dni.
Dla Ciebie to kwestia zmiany liter,
dla mnie - to życie.

2 komentarze:

  1. No to Ci zazdroszę wieczoru, bo Umer i Poniedzielski to jest to!...

    OdpowiedzUsuń
  2. O, tak. Umer - jak zwykle eteryczna, odrobinkę egzaltowana (ale w miarę), a Poniedzielski... No cóż, to jest taki facet, który może uwieść intelektualnie. :))

    OdpowiedzUsuń