piątek, 18 grudnia 2009

Ósmy grzech główny

Dokładanie trzydzieści lat temu, na francuskim rynku pojawiła się powieść Valdimira Volkoffa Le Retrounement (tytuł polskiego przekładu, który miałam zaszczyt wykonać: Werbunek, rok wyd. 2007). Powieść interesująca pod wieloma względami, która zresztą wyniosła Volkoffa na panteon francuskiej literatury współczesnej. Nie chcę tu jednak pisać jej recenzji, co byłoby tym bardziej niezręczne, że przyłożyłam rękę do polskiego wydania. Piszę o Werbunku z powodu refleksji, które od paru dni chodzą mi po głowie, a związane są pośrednio z nadchodzącymi świętami.

Jest bowiem w powieści Volkoffa pewien akapit, który wrył mi się w pamięć i przychodzi na myśl zawsze, gdy dopada mnie przerażenie z powodu rozpasanej konsumpcji, jakiej my, spadkobiercy pierwszych chrześcijan, ceniących ponoć ubóstwo, oddajemy się przy okazji świąt celebrujących narodziny najuboższego z ubogich. Szaleństwo przedświątecznych zakupów, stoły uginające się pod potrawami, które pod koniec świąt nosem już wychodzą biesiadnikom, prezenty, prezenciki, paczki, paczuszki - ledwie się to wszystko mieści pod choinką. A z drugiej strony - nie oszukujmy się - domy, gdzie wigilijna wieczerza ogranicza się do opłatka i ... już.

Volkoff pisze: "Sami sobie nadaliście nazwę „społeczeństwa konsumpcyjnego”. Ale jest jeszcze gorzej. Bo konsumować to znaczy ostatecznie zużywać, co jest w sumie rzeczą dosyć czystą. Tyle, że wy jesteście społeczeństwem marnotrawnym! Nie produkujecie, by konsumować – konsumujecie, by produkować. Jesteście niczym oszalała maszyna, która bezustannie wypluwa z siebie bezużyteczne dobra, jak kobieta, nie mogąca przestać rodzić - wciąż i wciąż wydająca na świat skarlałe potomstwo. To nie z produkcją nie dajecie sobie rady, (...) ale z konsumpcją. Wasze śmietniki pełne są odpadków chleba i mięsa; wkrótce będziecie tam wyrzucali całe rogaliki i kotlety..."

Minęło trzydzieści lat, a nasze śmietniki już od dawna pełne są rogalików i kotletów. Z których czasem udaje się skorzystać tym, których nie stać nawet na zakup suchej bułki. Dwa dni temu, na londyńskim Trafalgar Square, zorganizowano happening pod hasłem "Feeding the 5000". Jak obliczono, 25% jedzenia kupowanego przez brytyjskie gospodarstwa domowe, ląduje na śmietniku, a w bogatych państwach europejskich 50% wyprodukowanej żywności się marnuje. Organizatorzy przygotowali 5000 obiadów wyłącznie ze świeżych składników, których nikt już nie chciał kupić. I które najprawdopodobniej najpierw byłyby przez jakiś czas sztucznie "odświeżane" (znamy słynne supermarketowe "odświeżane" mięsko), a w końcu wyrzucone.

Historia uczy, że chrześcijański katalog grzechów głównych z czasem się zmieniał. Bywało ich osiem lub siedem - w zależności od potrzeb i okoliczności, a ich kolejność też bywała różna. Obawiam się, że dziś do kanonicznej siódemki powinien dołączyć grzech ósmy: marnotrawstwo. Ktoś spyta: a masz ty, kobieto, na to jakąś receptę? W skali globalnej - nie mam. W skali jednostkowej - owszem. Kupować tylko tyle, ile jestem w stanie skonsumować. A tym, co mi ewentualnie zbywa, dzielić się z tym, co nie mają. Nie dołączać do marnotrawców. Proste? Jak drut!

5 komentarzy:

  1. Wołanie na puszczy, Beato! Reklama i duże markety nakręcają gorączkę zakupów.
    A ludzie?
    "Wilcze oczy, smocze garło - co zobaczy, to by żarło".
    A jak nie da rady przeżreć - wyrzuca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jadziu, toteż nawet nie próbuję wołać na puszczy (zwłaszcza, że dopadła mnie angina i głos posłuszeństwa odmawia). :) Postanowiłam zacząć od siebie - to na pewno mogę. Właśnie zajmuję się szykowaniem kolejnej paczki świątecznej dla znajomych i nieznajomych w potrzebie. Oni tego na pewno nie zmarnują. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kup choćby drożej, lecz raz na rok , zamiast tanio co miesiąc. Wyrzucisz mniej. Jedzenia także. Po prostu jest za tanie, skoro się go nie oszczędza. Wszystko stało się na tyle tanie, że jest powszechnie dostępne. Ostrygi czy karp. Polaryzacja stanu posiadania ludzi robi się coraz większa i będzie coraz większa. Powodem jest nie tylko ekonomia ale i klimatyczna zmiana. A porpos. KOpehaga sobie, atu - 20C i nie da się jezdzić na nartach bo odmrażajaą sie policzki na wietrze. Wiec jak tu w zmianę klimatu wierzyć? ;)) żartuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam uciekło. Pierwsze dwa zdanie : Kup choćby drożej, lecz raz na rok , zamiast tanio co miesiąc. Wyrzucisz mniej.

    To hasło propagowane kiedYś w Szwajcarii przez członków rządu.
    Pozdrawiam
    B.

    OdpowiedzUsuń
  5. Basiu, ta polaryzacja stanu posiadania jest, oczywiście, nieunikniona. Można jedynie próbować, na tyle, na ile jesteśmy w stanie, niwelować ją wokół siebie. Dawno wyśmiane i niemodne słowo filantropia nabiera w dzisiejszych czasach nowego sensu. A jeśli litość (pachnie nieco wzgardą) zastąpić współczuciem - akt pomocy nie musi być wstydliwy dla żadnej ze stron - ani darującego, ani obdarowanego.

    PS. Dziś dotarła do mnie alpejska szarotka. :)) Pięknie dziękuję!

    OdpowiedzUsuń