wtorek, 1 listopada 2016

Moja Ryska Przygoda. Kapu svetki polskiej emigrantki


Dziś w Rydze spadł pierwszy śnieg. Roztopił się, nim doleciał do ziemi. Dyskretny sygnał od wszystkich świętych, że trwałość jest rzeczą nie z tego świata.

Pierwszy listopada. Chyba pierwszy w moim życiu, kiedy wszyscy święci pochylają się nade mną z wysokości niepolskiego nieba. I pierwszy, kiedy nie mam żadnych planów związanych z chryzantemami, zniczami oraz "pańską skórką".

Na Łotwie - dzień jak co dzień. Żadne tam święto. Lud pracujący podąża do roboty, lud niepracujący - w sobie tylko znane miejsca, ale raczej nie do kościoła. Tam podąża tylko lud mówiący po polsku, którego w Rydze jest trochę. Czyli, między innymi, ja. Razem z moją średnią latoroślą, która dziś właśnie kończyła kilkudniową wizytę w Rydze, poszłyśmy do Matki Boskiej Bolesnej, gdzie o 12.00 odbywa się msza w języku polskim. Wszystkich Świętych uhonorowałyśmy w towarzystwie głównie starszych pań, które do ludu pracującego już nie należą.

Nie wiem, czy polskie babcie udały się dziś na cmentarz, żeby zapalić znicze, ale łotewskie raczej nie. Bo na Łotwie, owszem, pamięta się o tych, co odeszli do lepszego świata, ale tę pamięć świętuje się trochę inaczej i kiedy indziej.

Łotewskie świętowanie nazywa się kapu svetki. Można to przetłumaczyć jako święto grobów. Odbywa się latem i, o ile się zorientowałam, ma charakter święta parafialnego. Po niedzielnej mszy, podczas ogłoszeń duszpasterskich, ksiądz zapowiada: dnia tego i tego, na tym i na tym cmentarzu, świętujemy nasze kapu svetki. Spytałam łotewską koleżankę z pracy, jak to wygląda. Parafianie spotykają się na cmentarzu. Ksiądz odprawia nabożeństwo. Sprząta się mogiły. Pali się znicze, składa kwiaty. Ksiądz błogosławi groby. Innymi słowy, święto zmarłych, tyle że nogi nie marzną. No i kwiaty inne, bo marcinków i chryzantem jeszcze nie ma.

Dziś nad polskimi cmentarzami unosi się łuna światła. Żałuję, że jej nie zobaczę. W tym roku moje kapu svetki mają wymiar wyłącznie duchowy. Ale przecież głównie o to chodzi, czyż nie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz