niedziela, 13 listopada 2016

Moja Ryska Przygoda. Poloneza czas zacząć


Parę dni temu do naszego pokoju wszedł Szef Szefów. Takie odwiedziny nie są niczym nadzwyczajnym, bo Szef Szefów lubi od czasu do czasu zajrzeć tu i tam, zagadnąć o tym i o owym, sprawdzić to i owo. Ale tym razem, temat odwiedzin nieco nas zaskoczył.

W krótkich, żołnierskich słowach zostaliśmy poinformowani, że łotewska armia organizuje bal dla oficerów i nasza placówka została na ów bal zaproszona. Może się nań udać każdy, kto ma stosowne odzienie, przy czym, jeśli nie dysponuje mundurem galowym, odzienie to oznacza smoking lub balową suknię. Warunek dodatkowy to umiejętność tańczenia - uwaga, uwaga - poloneza! Bowiem na tradycyjnych, łotewskich balach oficerskich nasz narodowy taniec jest żelaznym punktem programu.

Poczułam zrozumiałą dumę i natychmiast poinformowałam Szefa Szefów oraz siedzących obok kolegów, że to zupełnie jak u nas na balach gimnazjalno-maturalnych. Wszyscy się zdziwili, a Szef Szefów upewnił się, czy mówimy o młodzieży szkolnej. Gdy potwierdziłam, oznajmił z lekkim niedowierzaniem, że musimy mieć bardzo zdyscyplinowaną młodzież, bo tu, na Łotwie, nikt by nie zmusił nikogo poniżej trzydziestki do odtańczenia poloneza. Dlaczego oficerowie nie mają tego problemu, już nie wyjaśnił, a ja nie drążyłam, uznając, że powód nieistotny, ważne, że muszą oddać cesarzowi co cesarskie i poloneza zatańczyć.

Kiedy Szef Szefów wyszedł, kolegom rozwiązały się języki. Natychmiast się okazało, że ani koleżanka Łotyszka, ani kolega Brytyjczyk pojęcia zielonego nie mają, co to jest ten polonez i jakich umiejętności wymaga. Padło pytanie o pokrewieństwo z polką. Oburzona, wyjaśniłam, że i tempo nie to, i pochodzenie odmienne. Natomiast, żeby ich całkiem nie zniechęcić, zarysowałam z grubsza najważniejsze cechy poloneza, podkreślając, że zasadniczo zatańczy go każdy, kto ma dwie nogi i potrafi odmierzać dłuższe i krótsze kroki. Przydatne jest jeszcze pełne gracji kolebanie się na boki, ale i bez tego można chodzonego wychodzić. Grunt to uroczysta mina i pełna godności postawa w stylu "Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, ja z synowcem na czele i jakoś to będzie!"

Nie jestem pewna, czy inne nacje są zdolne do tego rodzaju podejścia, ale chyba byłam przekonująca, bo kolega na bal się wybiera. Udzieliłam nawet ekspresowej lekcji na korytarzu, nucąc "Pożegnanie Ojczyzny" na przemian z "Panem Tadeuszem". Niestety, nie będzie mi jednak dane zobaczyć poddanego Jej Królewskiej Mości w chodzonym, bo ja nie idę. Mój PiW w Warszawie, a po tylu latach życia w stadle zatraciłam umiejętność tańca z kimkolwiek innym. No, może w polonezie dałabym radę, ale zaraz potem musiałaby zmykać jak ten, nie przymierzając, Kopciuszek, za którym w dodatku nikt nie goni. Groteska i porażka. Liczę zatem na zdjęcia lub - co daj Boże - wideo. Poloneza czas zacząć!

Pa! Ryżanka


3 komentarze:

  1. Jako Polka, mogłaś zacząć od "Poloneza" 40 vol potem już polonez, z czyli Pn(nie)W poszedłby jak po masle. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stety lub niestety, jestem abstynentką. :) A polonez zawsze mi idzie... jakoś. ;)

    OdpowiedzUsuń