niedziela, 30 października 2016

Moja Ryska Przygoda. Perception becomes reality, czyli witamy w MOMA


Od soboty mam towarzystwo. Przyjechała do mnie starsza córka, moje piękne i mądre dziecko, które kilka tygodni temu wspięło się na kolejny szczebel edukacji, robiąc licencjat i rozpoczynając studia magisterskie. Dodam, że jej dokonania naukowe dotyczą fizyki medycznej, czyli dziedziny, z której nie kapuję równo nic. Innymi słowy, moje własne dziecko jest mądrzejsze ode mnie, a to dla każdego normalnego rodzica stanowi powód do dumy i radości.

Żeby zatem uczcić ten nowy etap w życiu Zosi, postanowiłam, że muszę jej pokazać coś ekstra. Coś, od czego dech jej zaprze w piersi i co sprawi, że Ryga, która i tak jej się podoba, będzie jeszcze atrakcyjniejsza. Szukałam, szukałam i znalazłam. Ryskie MOMA. Muzeum Sztuki Współczesnej w starych, pofabrycznych budynkach, na terenie dawnych doków portowych. W Internecie wygląda rewelacyjnie - fantastycznie zaaranżowana przestrzeń, w której obcowanie ze sztuką staje się czymś więcej niż oglądaniem. Staje się doznaniem egzystencjalnym.

Byłam z siebie bardzo dumna i gdy tylko Zosia weszła do mieszkania, zapowiedziałam niespodziankę. Idziemy w miejsce, w którym sama jeszcze nie byłam, więc odkryjemy je wspólnie. Zosia spytała o adres i godziny zwiedzania - kwestie praktyczne, które do tej pory nie zaprzątały mojego umysłu skupionego na niesamowitych doznaniach, które nas czekają. No, ale w sumie racja. Warto wiedzieć nieco dokładniej, dokąd się idzie i czy nie zamkną nam drzwi przed nosem. Zaczęłyśmy sprawdzać.

Po jakimś kwadransie szperania w sieci przed oczami nadal miałyśmy tylko piękne wnętrza plus dosyć niejasny tekst, pisany głównie w czasie przyszłym. Zero tradycyjnego "rozkładu jazdy" dla turystów. "Mamo - spytało moje mądre dziecko - czy ty jesteś pewna, że to muzeum istnieje?" No jakżeż! - oburzyłam się - Przecież widzisz zdjęcia. "Kiedy właśnie to nie są zdjęcia. To mi wygląda na wizualizacje. Może to tylko projekt?" - zasugerowała. Postanowiłam przeciąć spekulacje. Telefon do przyjaciela, czyli łotewskiej koleżanki z pracy. "Mam głupie pytanie... To muzeum w porcie to w jakich godzinach jest czynne?"

Odpowiedź pozbawiła mnie resztek złudzeń. Czynne nie jest w ogóle. Projekt, owszem, istnieje, ale na razie tylko w sieci i na papierze. A jest na tyle długofalowy, że Zosia zdąży zrobić nie tylko magisterkę, ale i doktorat. A kto wie, może i habilitację. Innymi słowy, ja, stara kobyła, dałam się złapać na obrazki. Faktycznie - preception becomes reality.


PS Jeśli ktoś wybiera się do Rygi za jakieś iks lat, oto co będzie mógł zobaczyć: http://oma.eu/projects/riga-contemporary-art-museum

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz