wtorek, 7 czerwca 2016

Klientka za trzy dziesiąta


Jest taka scena w "Pretty woman", w której Julia Roberts daje lekcję nieuprzejmej sprzedawczyni pewnego butiku. Parę godzin wcześniej owa sprzedawczyni zlekceważyła Julię, więc ta poszła zrobić gigantyczne zakupy gdzie indziej. Wraca obładowana torbami z luksusową odzieżą i mówi dobitnie "Big mistake".

Scena ta przypomniała mi się dziś rano, kiedy w poszukiwaniu taniej i poręcznej suszarki do włosów zawędrowałam do centrum handlowego Blue City. Czekając na otwarcie Saturna (technologia tak ma), snułam się po Błękitnym Mieście bez celu, nie licząc, rzecz jasna, celu pt. suszarka z planety Saturn. Na tym samym piętrze, całkiem niedaleczko, jest sobie sklep pod szyldem "English House". Albo jakoś podobnie. Żelazna kurtyna już uniesiona, choć formalnie do otwarcia zostało pięć minut. A przy samym wejściu kusząco rozłożone cudnej urody komplety pościelowe, których wdzięk potęgował równie cudnej urody wielki napis "-50%".

Wprawdzie pościeli ci u mnie dostatek, ale skoro ta taka śliczna i taka zdeprecjonowana, to okiem rzucić nie zaszkodzi. Wprawdzie doświadczenie szeptało nachalnie, że minus pięćdziesiąt procent od ceny z angielskiego domu to i tak kwota raczej dla angielskiej lady niż dla polskiej inteligentki chwilowo niepracującej, ale co mi tam! Zatem, wchodzę, sięgam po pierwszy z brzegu komplet, ręka lekko drży, jako że za chwilę powinnam ujrzeć cenę wyjściową.

Nie zdążyłam. Bo od stojącej parę metrów dalej lady (kontuaru, znaczy) młoda lady rzuciła ku mnie "Przykro mi, ale sklep jeszcze zamknięty!" Za trzy dziesiąta opuściłam angielski dom, nieodwołalnie porzucając myśl o zakupie pościeli. A dziewczę nieodwołalnie straciło klientkę. Big mistake! Ciekawe, czy ma prowizję od obrotu...

Przez chwilę czułam się jak pretty woman. Może bardziej woman niż pretty, ale dobre i to. A suszarka z planety Saturn jest malutka i bardzo poręczna. Ha! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz