niedziela, 24 października 2010

Jesteś wkurzająca!

Jakiś czas temu, rok, może nieco dłużej, po kolejnej awanturze ze zbuntowaną Zośką (wówczas lat 15 z groszami), usiadłam wyczerpana w fotelu i jęknęłam: "Boże, niech to się wreszcie skończy", mając, rzecz jasna, na myśli nie tyle fakt bycia matką, ile fakt bycia matką zbuntowanej nastolatki. Na moje jęki zareagowała młodsza córka (wówczas lat 11 z groszami) i rzekła pocieszająco: "Nie chcę cię martwić, ale będziesz musiała przez to przejść raz jeszcze".

Puściłam to wtedy mimo uszu, bo jakoś trudno mi było sobie wyobrazić kochaną, słodką Basię jako wściekłą na cały świat nastolatkę. Wyobraźnia jednak spłatała mi figla i uśpiła moją czujność. Powinnam była bowiem przypomnieć sobie, że wściekła na cały świat Zośka jeszcze całkiem niedawno była kochaną, słodką Zosieńką. I powinnam była przygotować się na nieuchronne przepoczwarzenie się Basi-gąsieniczki w Baśkę-motyla, który wprawdzie jest śliczny i kolorowy, ale też lubi bujać na wolności i nijak nie da się utrzymać na pasku.

O słynnym buncie nastolatków napisano już całe tomy. Można w nich znaleźć rzeczy pocieszające (taki bunt to rzecz naturalna i prawdziwy problem mają ci rodzice, których dzieci się nie buntują), ale i przerażające (miłe dziecko zmienia się w żądnego krwi potwora, a krew, której szczególnie pożąda, to krew rodzicielska). Prawda jest jednak taka, że nieważne, ile się na ten temat przeczyta - doświadczenie i tak boli. Z dnia na dzień dowiadujemy się o sobie szeregu niemiłych rzeczy. Nasze wpatrzone w nas do tej pory dziecko oznajmia, że jesteśmy beznadziejni, pozbawieni wyobraźni i ograniczeni. Na niczym się nie znamy, a co gorsza, wydaje nam się, że znamy się na wszystkim. Ubieramy się zupełnie od czapy, nie mamy za grosz gustu, a nasze upodobania muzyczne nadają się tylko do tego, by je umieścić w encyklopedii anachronizmów. Wyznanie "jesteś cudowna", które jeszcze niedawno tak często padało z ust naszego dziecięcia, zostaje zastąpione wściekłym "jesteś wkurzająca", które powtarzane niczym mantra, wkrótce staje się głównym komunikatem, jaki nam przekazuje nasz prywatny nastolatek.

Mądre podręczniki radzą, by uzbroić się w cierpliwość, sięgnąć do niewyczerpanych pokładów rodzicielskiej miłości i z anielskim spokojem pomóc swojemu dziecku przejść przez ten burzliwy okres. Rzeczywistość bywa, oczywiście, bardziej złożona, a to z tej prostej przyczyny, że niewielu rodziców może się wylegitymować kwalifikacjami anioła. I kiedy nasz nastolatek funduje nam kolejną scenę z trzaskaniem drzwiami w charakterze efektów specjalnych, zamiast anielskich skrzydeł, wyrastają nam regularne rogi. I na wywrzeszczany nam w twarz komunikat "jesteś wkurzająca" mamy ochotę odwrzasnąć "przyganiał kocioł garnkowi". Istnieje jednak spore ryzyko, że za chwilę padnie odpowiedź w stylu "sama jesteś kocioł", na co już doprawdy trudno znaleźć lepszą ripostę, od "wynocha do swojego pokoju i zabieraj się do lekcji". Co to ma wspólnego z cierpliwością i niewyczerpanymi pokładami miłości - trudno zgadnąć.

Nie muszę chyba dodawać, że przepowiednia Baśki się spełniła. Znowu mam to na co dzień. Nie jestem już wspaniałą mamą. W magiczny sposób (to musiała być zdecydowanie czarna magia) zmieniłam się we wkurzającą matkę, która nie rozumie własnego dziecka. Trzeciego z kolei. I to jest w tym wszystkim pocieszające. Skoro przeżyłam dwa pierwsze razy, ten trzeci też jakoś przetrzymam. A na razie, w zaciszu swojego pokoju hoduję anielskie skrzydła i spiłowuję rogi. I mam nadzieję, że jeśli zawiedzie meritum, może uratuje mnie decorum.

2 komentarze:

  1. I od pokoleń tak samo:)

    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, znam to. Łzy jak grochy chowałam i połykałam w milczeniu.Być może Beato, przybędzie Ci jedna zmarszczka więcej. Z synami przychodzi to (czasem, bo nie chcę straszyć) po ich 25 urodzinach ;)) . Pozdro B.

    OdpowiedzUsuń