wtorek, 8 czerwca 2010

Kampania zapisana w gwiazdach

Jak człowiek żyje w "cywilizowanym" świecie (cudzysłów nieprzypadkowy), od wyborów nie ucieknie, choćby chciał. To znaczy, mógłby, pod warunkiem że zamknąłby się w klasztorze, odciął od mediów i przestał otwierać lodówkę. Jeśli jednak żyje w miarę normalnie, kampania dopadnie go i wciągnie w swój wir pomyj i wszelakiego śmiecia, który w tym wirze pływa. Na razie, te pomyje nie cuchną jeszcze aż tak bardzo i wylewane są na głowy kandydujących głównie przez komentatorów (np. internautów), bo sami kandydaci wykazują sporą powściągliwość. Ale primo, pomyje to pomyje - perfumą nie pachną, a secundo, kampania dopiero się rozkręca, więc nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca. Tak czy siak, już dawno doszłam do wniosku, że by uprawiać politykę i kandydować na najwyższe urzędy w państwie, trzeba mieć skórę zmutowanego nosorożca, bo inaczej czytając i słuchając o sobie w mediach, człowiek może od razu palnąć sobie w łeb.

Tak się rozpisałam o wyborach, choć właściwie wcale nie o nich chciałam pisać. Ale jak tu się oprzeć pokusie, skoro wyborami zajmują się już nawet wróżbici? Tak przynajmniej wyczytałam na onecie. Jedni stawiają karty, inni patrzą w gwiazdy i wszystkim wychodzi, że ktoś wygra, a ktoś przegra, oraz że kampania będzie brutalna, ale nie teraz, tylko w drugiej turze. Ja o tarocie wiem tyle, że istnieje, a o gwiazdach, że są kulami gazowymi, a w zasadzie mogłabym przepowiedzieć to samo. Nie umiałabym tego wprawdzie uzasadnić koniunkcją Jowisza z Uranem w znaku Ryb, co pozbawiłoby moją przepowiednię pierwiastka paranaukowego, ale może to i lepiej - magia to magia, im bardziej tajemnicza, tym lepiej.

Pisanie horoskopów, to w ogóle fajna sprawa. Trzeba się tylko pilnować, by nie wyjść poza ogólniki, a efekt Forera sprawdzi się w stu procentach. Zrobiłam kiedyś mały eksperyment - sprawdziłam swój horoskop dzienny na kilku portalach internetowych. Wynik był niezwykle interesujący - pozornie, niektóre przepowiednie różniły się od siebie zasadniczo, ale po wnikliwszej analizie, okazywało się, że mówią właściwie to samo. Kwestia sformułowań oraz interpretacji. Na przykład, jedna wróżka pisze: "W pracy czeka cię wielkie wyzwanie; wykaż cierpliwość i determinację, a odniesiesz sukces", inna zaś wieszczy: "W pracy chwilowy zastój; nie zniechęcaj się jednak, bo co dziś zasiejesz, jutro przyniesie plony". Krótko mówiąc: pracuj, Beatko, ciężko, bo tylko tak możesz coś osiągnąć, a przecież zastój też może być nie lada wyzwaniem, nieprawdaż?

Prawdaż. Co ciekawe, podobno sporo osób w to wierzy, i to niezależnie od światopoglądu - mniej lub bardziej materialistycznego. Zabawny przykład takiej wiary w przepowiednie opisuje Milan Kundera ("Księga śmiechu i zapomnienia"), który swego czasu, kiedy czeska władza ludowa odmówiła mu prawa do jakiejkolwiek pracy, utrzymywał się właśnie z pisanych pod pseudonimem horoskopów. Szło mu tak świetnie, że szef wydawnictwa, dla którego tworzył swoje przepowiednie, zatwardziały komunista i wierny wyznawca nauki Marksa i Lenina, zapragnął otrzymać taki horoskop - oczywiście, anonimowo i w wielkiej tajemnicy przed całym światem. I otrzymał. Podobno Kundera nieźle sobie w tym horoskopie pofolgował, opisując paskudne cechy charakteru owego kacyka i przepowiadając mu całą serię nieszczęść. Facet uwierzył, bardzo się przejął i podobno nieco złagodniał.

Ciekawe, czy nasi kandydaci na prezydenta czytali horoskop na onecie. I ciekawe, czy taka lektura wpłynęłaby na przebieg kampanii. Może ten, któremu przypisano skłonność do wywlekania na światło dzienne brudów i ubliżania rywalom, powściągnąłby nieco swój temperament? A może przeciwnie - skoro już to przepowiedziano, nie będzie się hamował i pójdzie na całość? Na dwoje babka wróżyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz