poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Problem z pilotem, czyli kwestia motywacji


Kiedy wieki temu czytałam "Pamiętnik Bridget Jones", jedną z wielu rzeczy, które mnie w tej powieści irytowały, była totalna niezdolność Bridget do opanowania podstawowych funkcji w sprzęcie audio-wideo. Trzeba być doprawdy inteligentną inaczej - myślałam - by nie poradzić sobie ze zwykłym pilotem.

W jakiś czas później moja rodzina postanowiła wymienić nasz wysłużony, prosty w obsłudze telewizor na nowy, dodając do tego jednocześnie nowy dekoder nowego operatora nowej sieci internetowej. Skumulowana liczba tych nowości dała w efekcie kilka setek kanałów, funkcję nagrywania programów, wypożyczalnię filmów i dziesiątki innych funkcji, których nie pomnę. No i dwa piloty.

Na skutki nie trzeba było długo czekać. Za każdym razem, kiedy brałam do ręki któryś z pilotów (nie rozróżniam!), prawie słyszałam pełen satysfakcji chichot Bridget Jones. Cud, jeśli udało mi się w ogóle wywołać na ekranie jakikolwiek obraz. O tym, by był to obraz należący do programu, który chciałam obejrzeć, nawet marzyć nie mogłam. Mimo wielu, coraz bardziej zdawkowych (I tak nie zapamiętasz!) szkoleń prowadzonych przez członków mojej wybitnie uzdolnionej rodziny, z jakichś niepojętych przyczyn, kolejność wciskania przycisków długo pozostawała dla mnie tajemnicą.

Wreszcie nastąpił przełom. Kilka razy trafiłam na właściwy kanał. Raz prawie nagrałam program (niestety, przy okazji skasowałam inny, ale każdemu się zdarza). Światło w tunelu lśniło pełnym blaskiem. I co zrobiła moja rodzina? Zmieniła dekoder! Na lepszy (hehe), nowocześniejszy (cha, cha, cha), dający więcej kanałów (wrrrr) i szybszy Internet (pożyjemy, zobaczymy).

Wraz z dekoderem, zmienił się pilot. Dobra wiadomość jest taka, że teraz mamy tylko jeden. Zła - wiadomo. Cała rodzina umie już włączać, znajdować, nagrywać, programować. Ja, kiedy chcę coś obejrzeć, uprzejmie proszę starszą córkę (ma do mnie najwięcej cierpliwości), żeby mi włączyła to czy tamto... I zastanawiam się: DLACZEGO?

Kurczę, przecież nie jestem taka znowu ostatnia. Umiem posługiwać się komputerem, tabletem, smartfonem, kindlem... Szybko uczę się nowych programów i aplikacji. Czemu więc, gdy chodzi o zwykły telewizor, pojawia się opór? Zrobiłam rachunek sumienia.Wyszło, że poza telewizorem, mam też problem z pralką, zmywarką, piekarnikiem. Wnioski nasuwają się same, a odpowiedź brzmi: motywacja. A raczej jej brak. Brak motywacji do uczenia się rzeczy, które średnio mnie interesują. Co w przypadku telewizora szkód wielkich nie przyniesie. Będzie więcej czasu na opanowanie pralki i zmywarki. Piekarnik chyba odpuszczę - nikt nie jest doskonały.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz