wtorek, 21 sierpnia 2012

Gorce. Wydanie drugie, poprawione


Pomysł, by rocznicowy urlop we dwoje spędzić tam, gdzie spędziliśmy podróż poślubną, wydawał się oczywistą oczywistością. Tym bardziej, że nasz miodowy miesiąc sprzed 25 lat, miał – jak łatwo się domyślić – raptem niecałe dwa tygodnie i odbył się nie na jakichś tam egzotycznych wyspach, ale w rodzimych Gorcach. Złaziliśmy wtedy te piękne góry wzdłuż i w szerz, na dokładkę dorzucając jeszcze Pieniny i kawałek Tatr.

Teraz mieliśmy raptem 4 dni (błogosławione niech będą święta państwowe w środku tygodnia!), więc plan był mniej ambitny – tylko Gorce, bez dodatków.  Ale reszta była jak wtedy, przed 25 laty – plecaki na grzbiecie i wędrówka od schroniska do schroniska. Nawet mapę mieliśmy tę samą, co – jak się okazało – nie stanowiło specjalnego problemu, bo z niewielkimi wyjątkami, przebieg gorczańskich szlaków przez te ćwierć wieku pozostał bez zmian.

W sumie zrobiliśmy ponad 40 km, zaliczając wszystkie główne szczyty. Dziś ledwo się ruszam, nie czuję ramion (plecak) i nóg (wiadomo), za to na duszy czuję się wspaniale.
A konkluzje z tej wyprawy są następujące.

1.    Salamandra plamista nadal rezyduje w Gorcach – widziałam na własne oczy.
2.    Takoż i dziewięćsił.
3.    Włażenie na Lubań łożyskiem potoku zamiast normalnym szlakiem – ryzykowny pomysł.
4.    Grillowany oscypek w schronisku na Turbaczu – nagroda Brylantowej Patelni.
5.    Łóżka w schronisku w Starych Wierchach – tytuł Madejowego Łoża Stulecia.
6.    Gorczańskie jeżyny i maliny – niebo w gębie i ambrozja.
7.    Deszcz na szlaku – pikuś (jak się dźwiga na plecach 15 kg, człowiek i tak jest mokry).
8.    Pod górę - ciężko sercu, w dół - ciężko nogom, w sumie – cudownie.
9.    Od Turbacza wieje wiatr, niesie nam tę wieść…*
10.    Za co kochamy Gorce? Bo są!


* Fragment piosenki, którą kiedyś pasjami śpiewało się przy ogniskach.



4 komentarze:

  1. Młodej Parze, która udowodniła sobie i światu, że po 25 latach właściwie nic się nie zmieniło, wszystkiego udanego na dalsze szczęśliwe lata w zdrowiu i dobrej kondycji!
    Oj, śpiewało się kiedyś przy ogniskach...
    Nam stuknęły 32 lata (w miesiącu bez literki „r”), a romantyczną podróż poślubną odbyliśmy do... stolicy. ;) Były czasy...
    Pozdrawiam serdecznie, Beato. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jolu, trochę się jednak zmieniło - siwych włosów przybyło. Tak, do rymu. :) Serdecznie pozdrawiam - z opóźnieniem, bo po dłuższych wakacjach, tym razem w pełnym, rodzinnym gronie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spóźnione, ale szczere gratulacje :)

    P.S. A moja podróż poślubna była wprawdzie podróżą do Grecji, ale tak naprawdę wcale nie miała to być podróż poślubna, tylko niskobudżetowa wycieczka. Po prostu tak się złożyło że nagle postanowiliśmy się pobrać i zaplanowany (i częściowo opłacony - transport) wyjazd pasował jak ulał :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Takie Twoje niewielkie, greckie wesele. ;)

    OdpowiedzUsuń