poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Sztuka czy sztuczka?



W Krakowie, pod Wawelem, w blaszanym kontenerze zamieszkał pewien facet. Podobno nie je, nie pije alkoholu, nie uprawia seksu. Czy się myje, nie wiem, bo o tym prasa nie pisze. Natomiast ma psa, który ponoć sika, gdzie popadnie. Facet nosi pomarańczowy kombinezon i kilkudniowy zarost.

Bezdomny? Gdzie tam! Artysta! Pardonnez-moi le mot: performer. Nazywa się Rafał Betlejewski i ma już na koncie kilka innych performance’ów.  Ten najnowszy ma podobno zwrócić uwagę społeczeństwa na nadmierną konsumpcję. Stąd blaszak, dieta (jak się dobrze wczytać w artykuł w GW, okazuje się, że facet jednak coś tam jada, ale fakt, nie za wiele), abstynencja alkoholowa i seksualna. Oraz wielki napis HUNGER wywieszony na blaszaku.  Podobno artyście miała towarzyszyć świnia (sic!), ale – jak sam mówi, a Wyborcza donosi – zaprotestował weterynarz.

Oczywiście, cała akcja ma głęboki sens i ideologiczny fundament, którego z zapałem broni Magdalena Sroka, wiceprezydent Krakowa odpowiedzialna za kulturę i promocję miasta.  Przechadzanie się artysty pod Wawelem w stanie fizjologicznych niedoborów zapewne wstrząśnie społeczeństwem, które natychmiast porzuci zakupy w supermarkecie i zakrapiane imprezy z przyjaciółmi. Wstrząśnie też turystami, którzy dzięki przezorności artysty, mają szansę zrozumieć słowo HUNGER, jasne i dla anglo-, i dla niemieckojęzycznych gości Krakowa. 

Na razie jednak, jedynym efektem akcji jest oburzenie okolicznych mieszkańców, którzy kompletnie nieświadomi doniosłości tych działań, narzekają na paskudny widok, jaki na tle Wawelu tworzy blaszak artysty. Oraz na psa, który obsikuje okoliczne trawniki. Komentarz artysty mówi sam za siebie (cytat za www.gazeta.pl):  Rodzaj tej beznadziei rozmowy związanej z tym, że coś może być projektem artystycznym, jest absolutnie nieprawdopodobny. Ludzie tego nie rozumieją.

Ano, nie rozumieją.  Ja też nie za bardzo, szczerze mówiąc. I tak się zastanawiam, czy jak postawię na środku placu Piłsudskiego  wannę z napisem HYGIENE albo może lepiej – PURITY (to drugie brzmi bardziej wieloznacznie, przez co bardziej artystycznie) i zalegnę w niej na dwa tygodnie, to co się stanie szybciej – zaaresztują mnie czy trafię do annałów polskiego performance’u?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz