niedziela, 5 sierpnia 2012

Alicja


    - Dzień dobry – odezwał się grzeczny głosik. – Czy jestem po drugiej stronie?
    Zdziwiona spojrzałam na właścicielkę głosu. „To chyba niemożliwe... To nie może być ona...”
    - Po drugiej stronie czego? – spytałam na wszelki wypadek, choć podejrzewałam, jaka będzie odpowiedź.
    - Jak to czego? – piskliwy głos zawibrował niebezpiecznie – Lustra! Czy jestem już po drugiej stronie lustra?
    Przyjrzałam jej się uważnie. Krótka sukienka z falbankami, wstążka z wielką kokardą podtrzymująca wijące się w lokach włosy. Podkolanówki i lakierowane pantofelki. Wszystko się zgadzało. Tylko ta twarz...
    - Jesteś... – zawahałam się, nie bardzo wiedząc, jak powinnam się do niej zwracać – Jest pani u mnie.
    - Pani? - zachichotała trochę nerwowo – Ależ to absurdalne! To pani jest panią. Ja jestem po prostu Alicją – dygnęła uprzejmie, obiema rękami podtrzymując spódnicę swojej niebieskiej sukienki.
    Patrzyłam z niedowierzaniem na jej twarz całkiem dorosłej kobiety, która uśmiechała się do mnie figlarnie. Więc t o  jest Alicja? Na razie postanowiłam niczego nie kwestionować. Zresztą, jak się tak dobrze przyjrzeć, to podobna była do tej z ilustracji w książce.
    - No, tak, oczywiście – poprawiłam się – Więc, Alicjo, jak już mówiłam, jesteś u mnie.
-    Ale czy to jest po drugiej stronie? – powtórzyła z uporem.
Trochę mnie to zaczęło denerwować. Czego się tak uczepiła!
- No, cóż, patrząc na to z mojej perspektywy, to wciąż jesteśmy po  t e j  stronie. Nie po tamtej.
- To fatalnie! – wykrzyknęła piskliwie i nerwowo zatrzepotała rękami – Zatem jestem spóźniona! Muszę się koniecznie dostać na tamtą stronę!
- Wcale nie musisz! – powiedziałam stanowczo. (Chyba powinnam przemawiać do niej jak do dziecka. Inaczej sobie z nią nie poradzę.) – I przestań mi tu cytować białego królika. To on się spieszył, nie ty.
Umalowane różową kredką usta na chwilę wykrzywiły się, jakby ich właścicielka zamierzała się rozpłakać. Najwyraźniej zmieniła jednak zdanie, okręciła się na pięcie, aż niebieska sukienka zafurkotała wesoło, i zrobiwszy jeden pełny piruet rozsiadła się w fotelu. Nogi w białych podkolanówkach zamajtały beztrosko w powietrzu.
- To o czym będziemy rozmawiały? – spytała, wpatrując się we mnie z ciekawością.
Tym bezpośrednim pytaniem zbiła mnie z tropu. Dysonans panujący między rysami jej twarzy a całą resztą powodował, że zupełnie nie mogłam pozbierać myśli. Gdyby chociaż choć na chwilę przestała majtać tymi nogami! Kiedy ja tak zastanawiałam się nad jakimś sensownym początkiem rozmowy, ona nagle zerwała się z miejsca i podbiegła do mojego biurka.
- Kim jest ta dziewczynka? – spytała, wskazując na stojącą na biurku fotografię. Szczerze mówiąc, nie przepadałam za nią, ale była moją jedyną pamiątką po dziadku, więc trzymałam ją, nie zważając na niezbyt pochlebny obraz mnie samej, na który przy okazji musiałam patrzeć. Mała, pucołowata dziewczynka, najwyraźniej zbyt dobrze karmiona przez troskliwą babcię („Za mamusię ... iiii, hop! Za tatusia... iiii, hop!) siedziała tam na kolanach starszego pana o siwych włosach i bardzo łagodnych oczach. We włosach miała kokardę – bardzo podobną do tej, którą nosiła Alicja.
- To ja – przyznałam niechętnie, poirytowana faktem, że akurat to niezbyt udane zdjęcie musiało przyciągnąć jej uwagę.
- Naprawdę? – krzyknęła entuzjastycznie – To naprawdę pani? Jaka szkoda, że nie spotkałyśmy się wtedy! Mogłybyśmy zagrać w jakąś grę – w klasy, albo w kalambury...! Bo – spojrzała na mnie pytająco – teraz to pani już pewnie nie bawi się w takie rzeczy?
- Nie – powiedziałam szybko – nie bawię się. I proszę, odłóż tę fotografię na miejsce!
Mój ton musiał zabrzmieć naprawdę ostro, bo Alicja rzuciła na mnie spłoszone spojrzenie i szybko odstawiła zdjęcie na biurko. Wymamrotała cichutkie „przepraszam”, wygładziła sukienkę, poprawiła wymykający się spod wstążki kosmyk włosów, po czym ze spuszczonymi oczami wróciła na fotel.
Zapadła nieprzyjemna cisza. Alicja siedziała sztywno, patrząc na swoje złożone na kolanach dłonie. Najwyraźniej została dobrze wychowana, zgodnie z zasadą, że „dzieci nie odzywają się niepytane”.  Czekała.
- Napijesz się może czegoś? – spytałam, żeby rozładować nieco napięcie – Może herbaty?
- O, z przyjemnością – odpowiedziała grzecznie – Z mlekiem, poproszę. I bez cukru. Cukier jest bardzo niezdrowy. Fatalnie wpływa na zęby.
- Masz absolutną rację – przytaknęłam, a na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech zadowolenia.
Po chwili piłyśmy herbatę – ona z filiżanki (jedynej, jaką miałam w domu), gorzką i z mlekiem, a ja z mojego ulubionego kubka, bardzo gorącą i bardzo słodką.
- No, więc – zagaiłam rozmowę – Alicjo, powiedz mi, dlaczego tak bardzo chciałaś się dostać na drugą stronę lustra? Jak tam właściwie jest?
- Och, tam jest wspaniale! – wykrzyknęła – Po prostu cudownie! Zupełnie inaczej niż tutaj. To znaczy... nie tutaj, a tam – u mnie. To znaczy... no, rozumie pani?
- Tak, tak, rozumiem – powiedziałam szybko, by jej nie przerywać – Ale co to znaczy „inaczej”?
Oczy Alicji płonęły teraz z podniecenia, a na przywiędłe policzki wpełznął rumieniec.
- Po prostu – inaczej! – zrobiła nieokreślony ruch ręką. – Trudno to wytłumaczyć. Zresztą – spojrzała na mnie przepraszająco – dorośli tam chyba nie mogą wejść.
Może mi się tylko zdawało, ale w jej głosie usłyszałam ledwie dostrzegalną nutkę satysfakcji.
- Nie mogą? – zdziwiłam się – To dlaczego, kiedy tu przyszłaś, spytałaś, czy już jesteś po drugiej stronie? Przecież ja tu byłam, prawda? A ja jestem dorosła.
Tym razem na jej twarzy pojawiła się lekka konsternacja.
- Nno, tak – zająknęła się lekko – Coś mi się widocznie pokręciło.
- A może jednak nie? – spytałam, przyglądając jej się uważnie.
- Ależ tak, bez wątpienia – tym razem potrząsnęła lokami z przekonaniem – Jestem absolutnie pewna, że dorośli tam nie wchodzą.
Korciło mnie, żeby zadać pytanie, które już od dłuższego czasu chodziło mi po głowie, ale rozmyśliłam się. To może jeszcze poczekać.
- A może jednak się w coś pobawimy? – spytała z nadzieją w głosie. – Może w zagadki? Znam mnóstwo zagadek! Na przykład: Co to jest? Duże, okrągłe...
- Alicjo! – przerwałam jej dosyć niegrzecznie – Alicjo! Ja nie chcę się bawić w zagadki. Miałyśmy porozmawiać.
- Kiedy te poważne rozmowy są takie nudne! – krzyknęła rozczarowana – Właśnie dlatego nie lubię tu być. Po drugiej stronie nikt tak nie rozmawia.
- Wierzę – powiedziałam spokojnie. – Ale nie jesteśmy po drugiej stronie. Przynajmniej ja nie jestem. Co do ciebie zaś, to wcale nie jestem pewna... – rzuciłam okiem na jej absurdalną falbaniastą sukienkę - ... wcale nie jestem pewna, po której jesteś stronie. Mam wrażenie, moja droga, że sama się w tym pogubiłaś.
To „moja droga” zabrzmiało bardzo protekcjonalnie i na twarzy Alicji odmalowała się uraza. Szybko jednak została zastąpiona bardzo przekonującym wyrazem zaskoczenia.
- Dlaczego tak sądzisz? To jest – dlaczego  p a n i  tak sądzi? – poprawiła się natychmiast.
- Chyba nie musisz mi mówić „pani” – rzuciłam od niechcenia.
- Ależ muszę! – zaprotestowała gorąco – Dzieci nie mogą mówić do dorosłych na ty! To aroganckie. Nikt pani tego nie nauczył?
- Nauczył... proszę pani.
W jej niebieskich oczach pojawił się strach. I złość. Ciekawa byłam, jak długo wytrzyma.
- Sądzę – ciągnęłam jak gdyby nigdy nic – że najwyższy czas skończyć tę maskaradę. Już dawno przestałaś być dzieckiem, Alicjo. Ta sukienka i kokarda tego nie zmienią.
- To nieprawda! – tupnęła nogą – Pani jest gorsza od Królowej Kier!
- Gorsza? O ile pamiętam, ona chciała ściąć ci głowę. Ja tylko mówię ci prawdę. Nieprzyjemną, to fakt, ale prawdę.
- Idę sobie! Nie będę tu z panią siedziała! Idę na drugą stronę! – dorosłą twarz Alicji wykrzywił nieładny grymas. Kokarda zjechała jej nad ucho i wyglądała teraz dosyć żałośnie.
- Oczywiście! Oczywiście, że lepiej ci będzie po drugiej stronie. A wiesz, dlaczego? -Zrobiła taki gest, jakby chciała coś odpowiedzieć, ale nie jej na to nie pozwoliłam. – Powiem ci! Bo tam stoisz plecami do lustra! I możesz udawać, że wcale się nie zmieniłaś. Widzisz tylko swoje podkolanówki i falbanki. A ty już dawno dorosłaś, Alicjo! Tylko za skarby świata nie chcesz się do tego przyznać.
    Przerwałam, bo na chwilę zabrakło mi tchu. Alicja stała przede mną osłupiała. Nie tupała już nogą i nie złościła się. Zrobiło mi się jej trochę żal.
    - To nie takie straszne, Alicjo. Dorosnąć to naprawdę nic takiego. Ma to nawet pewne plusy. Na przykład, można zacząć słodzić herbatę – wysiliłam się na dowcip.
    - Cukier jest niezdrowy – mruknęła pod nosem – i źle działa na zęby.
    - No, to możesz pić gorzką – podchwyciłam. – Oczywiście, jeśli naprawdę w to wierzysz. Tak, czy siak, możesz wybierać. Sama. Nie uważasz, że dla takiego czegoś warto zrezygnować z kokardy we włosach?
    - Ale przecież to znaczy, że się zestarzeję – powiedziała bardzo cicho, skubiąc niepewnie skraj falbanki.
    - Tak – westchnęłam – zestarzejesz się. Tak, czy inaczej. Tyle, że możesz to zrobić na dwa sposoby: żałośnie lub z klasą. Na razie, wybacz, z uporem wybierasz to pierwsze. Kobieta udająca dziewczynkę to bardzo groteskowy widok.
    - To co właściwie powinnam zrobić? – spytała po dłuższej chwili milczenia. Siedziała teraz w fotelu, trochę przygarbiona. Stopy nie majtały wesoło w powietrzu. Ze zdziwieniem zauważyłam, że założyła nogę na nogę.
    Zastanowiłam się.
 - Chodź ze mną – powiedziałam zdecydowanie.
Alicja wstała, a ja zaprowadziłam ją do przedpokoju. Stanęłyśmy przed wielkim, oprawionym w drewnianą ramę lustrem.
- Teraz spójrz na siebie – zakomenderowałam. – Nie odwracaj wzroku! Patrz!
Alicja powoli uniosła głowę i lękliwie rzuciła spojrzenie w stronę lustra. Zostawiłam ją tam i wróciłam do pokoju. „Przejdzie czy nie przejdzie?” – zastanawiałam się. Mijały minuty, a ona nie wracała. Kiedy już nabrałam pewności, że mój gość sobie poszedł, od drzwi dobiegło mnie ciche chrząknięcie.
- Przepraszam, czy mogłabym się jeszcze napić herbaty?
Bez słowa skinęłam potakująco głową, a ona dorzuciła:
-    Z cukrem. Dwie łyżeczki, poproszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz