W nowy rok wiele osób wkracza z listą postanowień noworocznych w garści. Są wśród nich postanowienia mądre, średnio mądre, niezbyt mądre, głupie lub całkiem durne i bez sensu. Tych pierwszych bywa, statystycznie rzecz biorąc, najmniej, a poza tym nie to jest mądre, co jest mądre, ale co się post factum takim okazuje.
Ja sporządzanie listy postanowień noworocznych zarzuciłam raz na zawsze. Kilka lat temu, po paru miesiącach od sporządzenia rzeczonej listy, przeczytałam ją sobie ponownie i najpierw dostałam ataku histerycznego śmiechu, a następnie zmówiłam dziękczynną modlitwę, że do realizacji nie doszło. I przyrzekłam sobie, że nie będę już niczego postanawiać, bo najwyraźniej nie trzeba być urąbanym w cztery trąbki, by nawypisywać głupot. Mnie się to udaje i na trzeźwo, więc po co kusić los?
Nie oznacza to jednak, że unikam planowania i wytyczania jakichś tam celów. Owszem, wytyczam. Owszem, planuję. Tyle, że podchodzę do tych celów i planów elastycznie, z dużą otwartością na zmiany i modyfikacje. Na przykład, fakt, że w 2011 roku miałam przeprowadzić remont pokoju córek, który to remont nadal pozostaje w sferze planów, nie powoduje u mnie gwałtownego obniżenia nastroju i spadku poczucia własnej wartości. Nie zadręcza mnie myśl, że okazałam się nieudacznicą i pracoholiczką, która nie umie znaleźć paru marnych tygodni na oskrobanie ścian, pomalowanie ich na nowe, modne kolory, znalezienie odpowiednich, nowych mebli i ulokowanie gdzieś mebli, które się już wysłużyły.
Zamiast robić sobie bezsensowne wyrzuty, myślę optymistycznie, że przecież czas to kontinuum i czego nie zrobiłam w 2011, mogę (podkreślam potencjalny charakter tego stwierdzenia) zrobić w 2012 lub jeszcze później. Oczywiście, jeśli nie nastąpi koniec świata. Albo córki nie oświadczą, że planują wkrótce zamieszkać samodzielnie i w obliczu tych planów, rzeczony remont stracił jakikolwiek sens. Jednakże, taki obrót sprawy tylko utwierdziłby mnie w przekonaniu, że niewykonanie remontu w roku 2011 nie nosiło znamion czynu godnego potępienia, a wręcz przeciwnie – było oznaką roztropności. Po co komu wyremontowany pokój, kiedy świat się kończy?
Dzięki takiemu podejściu mogę wkroczyć w kolejny rok z całkiem niezłym samopoczuciem. Mam niejasne obawy, że gorzej z samopoczuciem córek, ale zamierzam nad nim popracować. W końcu rolą rodzica jest wskazywać dzieciom, co jest w życiu ważne, a na co można machnąć ręką. Czyż nie?
PS Wszystkim, którzy tu zajrzą, życzę, żeby umieli machać ręką na rzeczy nieważne. Szczęśliwego nowego roku!
sobota, 31 grudnia 2011
Na pohybel rzeczom nieważnym!
Etykiety:
nowy rok,
Postanowienia noworoczne,
przyszłość,
rzeczy nieważne,
rzeczy ważne
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz