sobota, 17 grudnia 2011

List dużej już dziewczynki do świętego Mikołaja

Drogi Święty Mikołaju!

Dawno do Ciebie nie pisałam, bo szczerze mówiąc, trochę mnie wkurzyłeś. Jak mogłeś pozwolić na to, żeby zrobiono z Ciebie wielkiego, tłustego krasnala w czerwonym kubraczku? Gadającego z reniferami i pokrzykującego jowialnie "Hohohoho!"? Z butelką Coca-coli w ręku? No, jak?

Tak, tak, wiem, machasz na to ręką. Święci się takimi głupstwami nie przejmują - są ponad to. Musisz jednak pamiętać, Drogi Święty, że ludziom nie jest tak całkiem wszystko jedno. A cóż może zwykły śmiertelnik przeciwko całej rzeczy speców od marketingu, którym Twoja Świątobliwa Osoba pasuje do kampanii brązowego, pieniącego się i trującego paskudztwa? Zwykły śmiertelnik może się jedynie zirytować. A Ty byś mógł znacznie więcej - w końcu znany jesteś z rozmaitych cudów! Tyle, że chyba Ci się nie chce.

Zresztą, może masz i rację. Może nie warto nadwyrężać świętych mocy na takie akcje edukacyjne. Bo kto ma trochę oleju w głowie, i tak wie, coś Ty za jeden, i że tyle masz wspólnego z Laponią, co Królewna Śnieżka z Królową Śniegu. Nie ta bajka, po prostu.

Więc, skoro już to sobie wyjaśniliśmy, przejdę do rzeczy. Piszę do Ciebie z tego samego powodu,co wszyscy - mam do Ciebie interes. I tylko nie wiem, czy dasz radę. Bo to będzie trudne. Obawiam się, że trudniejsze niż życzenia typu "chciałabym pod choinkę mini morrisa". Albo "poproszę o ten kostium od Armaniego, co to go widziałam ostatnio na wystawie i kosztował tyle, co mini morris i jeszcze trochę". Nie, żebym w Ciebie nie wierzyła, ale kurczę, znam życie i siebie, i wiem...

No, dobra, zaryzykuję. A zatem, Święty Mikołaju, proszę, daj mi pod choinkę spory flakon Świętego Spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz