wtorek, 20 lipca 2010

System

W amerykańskim kinie roi się od filmów, w których światu grozi zagłada, bo terroryści dorwali się do systemów komputerowych, które to systemy, jak wiadomo, panują nad wszystkim, co się rusza i nie rusza. Wszystko wiedzą i wszystko śledzą. Zatem, jeśli się do nich ktoś dobierze (jakiś złoczyńca, na ten przykład), to ma nas, czyli nieświadomą potęgi systemu ludzkość, w garści. I trzeba na pomoc wzywać Bruce'a Willisa albo Sandrę Bullock, a oni nas ratują z opresji.

Po obejrzeniu takiego filmu człowiek boi się własnego komputera, a na słowo "system" reaguje zespołem lęku napadowego. Dla wszystkich, którzy są bliscy systemofobii, mam jednak dobrą wiadomość: bez paniki! W naszym pięknym kraju nad Wisłą system nie dość, że nie kontroluje wszystkiego, to zdarza się, i to wcale nierzadko, że nie kontroluje niczego, a zwłaszcza tego, do czego został powołany.

Przykład? Proszę uprzejmie. Parę dni temu dostałam pocztą plik faktur z PGNiG . Część nosiła nazwę korygujących, a część była bez żadnych przymiotników, no chyba żeby za przymiotnik uznać w drodze wyjątku rzeczownik VAT. Na fakturach korygujących figurowały liczby ujemne, z czego wynikało, że zapłaciłam za więcej gazu niż go zużyłam i Polskie Gazownictwo gotowe jest mi tę nadpłaconą kasę oddać (uff!). Na fakturach VAT figurowały liczby dodatnie, zwane zaliczkami. Szybko dodałam sobie jedne do drugich i wyszło mi z tych obliczeń, że powinnam zapłacić PGNiG parę złociszów z groszami.

Żyję jednak w naszej ojczyźnie już wystarczająco długo, by wiedzieć, że takie obliczenia, choć logiczne, mogą się rażąco rozmijać z rzeczywistością. I jeśli, co nie daj Boże, zapłacę nie tyle, ile się należy, to dostanę następne korekty i korekty korekt, a do wszystkiego będą dołączone pisma straszące mnie grzywnami, więzieniem i piekłem. Taka korespondencja może się ciągnąć do dnia sądu ostatecznego, przy czym znacznie wcześniej PGNiG odetnie mi gaz. Postanowiłam więc rzecz sprawdzić u źródła, czyli w biurze PGNiG.

Tak się szczęśliwie składa, że całkiem niedawno Polskie Górnictwo i Gazownictwo otworzyło sobie siedzibę na mojej ulicy. Jest tam kasa, biuro obsługi klienta oraz jakieś trzecie biuro, którego charakteru nie udało mi się zgłębić, bo mnie do niego nie wpuszczono. Zapoznałam się za to z dwoma pierwszymi. Najpierw udałam się do kasy. Pomyślałam sobie bowiem tak: Pójdę, pokażę te faktury, pani rzuci okiem, zerknie do komputera, system (ważne słowo!) pokaże jej, jak się moje rozliczenia mają, zapłacę wskazaną kwotę (tych parę złociszów z groszami) i wrócę do domciu. Było trochę inaczej - pani rzuciła okiem (na mnie, nie na faktury), po czym na pytanie, ile się należy, wykrzyknęła zdumiona: "A skąd ja mam wiedzieć!". "No, jak to skąd, proszę sprawdzić w systemie" - podsunęłam naiwnie. "Nie mam podglądu, niech pani idzie do biura obsługi klienta" - ucięła pani kasjerka.

No to poszłam. Odczekałam swoje, a kiedy przyszła moja kolej, rozłożyłam przed nosem przedstawicielki Polskiego Gazownictwa moje faktury korygujące i faktury VAT, pytając, co mam z tym zrobić. Pani zajrzała do komputera, coś tam wyklepała na klawiaturze, ponownie spojrzała na ekran, zmarszczyła brwi, po czym oznajmiła: "Proszę zapłacić faktury VAT. Korekty są już w nich uwzględnione." Ha! Czyli miałam rację - moje obliczenia były do bani, niestety. Jak dobrze, że tu przyszłam. Pragnąc jednak uniknąć podobnych wizyt w przyszłości, spytałam - w swoim mniemaniu retorycznie: "Czyli jak dostanę takie faktury, to mam płacić te VAT, a tymi korygującymi się nie przejmować?". "Różnie bywa - oznajmiła pani od gazu - system nie zawsze sam dokonuje korekt. Tak to już jest."

No właśnie, proszę państwa, tak to już jest. System raz liczy, raz nie liczy, raz koryguje, a innym razem olewa korekty. Podejrzewam, że gdyby go zabrakło, faktury płacone by były z nie gorszym skutkiem niż to się dzieje obecnie. I dlatego nam, Polakom, żaden Bruce Willis nie jest potrzebny. No, chyba że do reklamowania wódki. Swojej własnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz