wtorek, 10 maja 2016

Sycylia we dwoje. Część pierwsza: Szarpnij się w prawo!


I tak oto, po kilku latach od zakończenia przekładu monografii o Rogerze II Sycylijskim, spełniam moje marzenie i oglądam ziemię Rugeria na własne oczy. Mój Pan i Władca zrobił mi prezent pt. Sycylia we dwoje. W maju. Teraz.

Wyruszyliśmy w niedzielę z Katanii wypożyczonym na tamtejszym lotnisku golfikiem. Małe toto i mocno już podrapane, co uwieczniliśmy skrupulatnie na zdjęciach, żeby się firma Firefly nie czepiała. Kiedy strzelałam te fotki, nie mieliśmy do końca świadomości, jakie to roztropne posunięcie. Zrozumieliśmy wkrótce.

Bo jazda samochodem po Sycylii to rozrywka, przy której rosyjska ruletka może uchodzić za szczyt bezpieczeństwa i rozwagi. Przepisy są tu chyba tylko po to, żeby się Unia nie czepiała. Znaki pionowe i poziome stawia się i maluje dla picu, a kierowca, zamiast ich znajomości, musi po prostu posiadać odpowiednią dozę fantazji i brawury. Jak tego nie masz, nie siadaj za kółko!

Od niedzieli zdążyłam już kilka razy stanąć na progu śmierci - głównie ze strachu, ale marna to pociecha. Samochody mijają się na centymetry, parkują zderzak w zderzak i gdzie popadnie. Odrapany jest KAŻDY. Dosłownie. Jak do tej pory nie udało mi się zobaczyć ani jednego, którego karoseria nie wymagałaby ręki blacharza. Sycylijczycy jednak najwyraźniej ważą to sobie lekce i warsztaty blacharskie nie mają nic do roboty, bo naprawiać się nie opłaca. W Palermo po raz pierwszy w życiu widziałam zasuwający na pełnym gazie samochód, który dosłownie nie miał calej przedniej części maski.

Jakość dróg to osobna historia. Drogę przez sycylijskie góry mam wyrytą w duszy już na zawsze, z jej każdym, piekielnym zakrętem. I do końca życia Sycylia będzie mi się kojarzyła z głosem niejakiej Jane z wypożyczonej tu nawigacji, która co chwila komunikuje: "Turn left, and SHARP right!" Znaczy "Skręć w lewo i szarpnij się w prawo!" Co, biorąc pod uwagę moc silnika naszej limuzyny, nabiera podwójnego sensu. Golfik "szarpie się" z wysiłkiem, a my siwiejemy coraz bardziej, licząc na to, że to już ostatni zakręt o 180 stopni. Pożyjemy (hehe), zobaczymy.

Ciąg dalszy, mam nadzieję, nastąpi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz