Właśnie wróciłam od fryzjera. Kurczę, jak ja tego nie znoszę! Po każdej takiej wizycie wyglądam dokładnie tak jak przed, tylko gorzej. A jak do tego dołożę świadomość, że jestem lżejsza o kilkadziesiąt złotych, to "gorzej" przeradza się w "beznadziejnie".
Wina leży tylko częściowo po stronie przemysłu kosmetycznego. Bo jak tu zrobić na bóstwo kogoś, kto na pytanie "jak tniemy" niezmiennie odpowiada "proszę tylko podciąć końcówki". I łypie groźnie na ręce fryzjerki, powarkując co chwila "ojej, nie aż tyle, żebym mogła związać". Fryzjerka podcina zatem parę milimetrów, a żeby nie było, że to głupiego robota, optymistycznie zapewnia, że od tego zabiegu moje włosy nabiorą witalności. Tere fere!
Na koniec, nie tracąc nadziei, pyta, jak wymodelować. A kiedy słyszy, że wcale, rozpaczliwie próbuje namówić chociaż na suszenie z taką okrągłą szczotką. Godzę się na to, żeby jej nie robić przykrości. I przez cały czas myślę, że się kobieta męczy na bezdurno, bo efekt znam na pamięć - oglądam go codziennie w lustrze. Bez szczotki.
Ten secnariusz powtarza się niezmiennie, za każdym razem. Na szczęście, tych "razów" jest bardzo niewiele, bo primo, nie znoszę wizyt u fryzjera, a secundo - patrz primo. I tylko czasem się zastanawiam, gdzie przyczyna, a gdzie skutek. Czy nie znoszę, bo efekt mizerny, czy efekt mizerny, bo nie znoszę. I czy to nie jest aby dzielenie włosa na czworo.
Olać to! Idę poczytać Cabrego!
Wina leży tylko częściowo po stronie przemysłu kosmetycznego. Bo jak tu zrobić na bóstwo kogoś, kto na pytanie "jak tniemy" niezmiennie odpowiada "proszę tylko podciąć końcówki". I łypie groźnie na ręce fryzjerki, powarkując co chwila "ojej, nie aż tyle, żebym mogła związać". Fryzjerka podcina zatem parę milimetrów, a żeby nie było, że to głupiego robota, optymistycznie zapewnia, że od tego zabiegu moje włosy nabiorą witalności. Tere fere!
Na koniec, nie tracąc nadziei, pyta, jak wymodelować. A kiedy słyszy, że wcale, rozpaczliwie próbuje namówić chociaż na suszenie z taką okrągłą szczotką. Godzę się na to, żeby jej nie robić przykrości. I przez cały czas myślę, że się kobieta męczy na bezdurno, bo efekt znam na pamięć - oglądam go codziennie w lustrze. Bez szczotki.
Ten secnariusz powtarza się niezmiennie, za każdym razem. Na szczęście, tych "razów" jest bardzo niewiele, bo primo, nie znoszę wizyt u fryzjera, a secundo - patrz primo. I tylko czasem się zastanawiam, gdzie przyczyna, a gdzie skutek. Czy nie znoszę, bo efekt mizerny, czy efekt mizerny, bo nie znoszę. I czy to nie jest aby dzielenie włosa na czworo.
Olać to! Idę poczytać Cabrego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz