wtorek, 9 września 2014

Adrenalina

Moja najmłodsza córka jest prawdziwą skarbnicą pomysłów. W różnych obszarach, zresztą. Ostatnio, na ten przykład, postanowiła nas, jako rodzinę, zintegrować.

Okazja nadarzyła się sama - moje imieniny. Których, rzecz jasna, nie obchodzimy, w sensie śniadanie do łóżka, tort, prezenty (sic!), i takie tam pozbawione sensu głupoty. Córcia jednak zręcznie wykorzystała moment i wystrzeliła z propozycją, byśmy, w ramach świętowania, pojechali sobie rodzinnie do powsińskiego parku linowego. Gdzie jest super, hiper i w ogóle. 

Moje wątpliwości, że łażenie po linach to chyba nie jest mój wymarzony sposób świętowania, zostały zręcznie zgaszone. Poradzono mi, żebym nie była drętwa i starsza niż jestem, co zamknęło mi usta na parę dobrych minut, które wystarczyły, by mnie zagonić do samochodu. Nim się obejrzałam, staliśmy przy kasie w parku linowym, a moja rodzina dokonywała wyboru między trasą Extreme a Adrenalina. 

Koniec końców, okazało się, że wyboru brak, bo Extreme chwilowo nieczynna. Zdusiłam w sobie podejrzenie, że przyczyną jest usuwanie spod trasy zwłok klientów, i dręczona złymi przeczuciami pozwoliłam się poprowadzić na Adrenalinę.

Cóż, jako filolog, zawsze doceniałam trafność przekazu. Ten, kto wymyślił nazwę trasy Adrenalina, wiedział, co robi. Przez bitą godzinę, bo tyle trwała moja przeprawa po linach, małpich gajach, trzęsących się siatkach (a wszystko to na wysokości czubków drzew), dosłownie wykąpałam się w adrenalinie. Wielokrotnie też zgrzeszyłam myślą i mową, złorzecząc rodzinie w niewybrednych słowach. W związku z czym, nasza miła grupka zintegrowała się jak nie wiem co.

Po zejściu na ziemię czułam się niczym James Bond, dopóki odbierający od nas sprzęt (kaski i uprząż) instruktor nie poinformował nas, że Adrenalina to łatwizna, a prawdziwej adrenaliny dostarcza Extreme, gdzie na przykład trzeba wykonać "skok Tarzana".

Na wszelki wypadek zapowiedziałam rodzinie, że rezygnuję z obchodzenia imienin, urodzin, Dnia Kobiet, Dnia Matki oraz - antycypując - Dnia Babci. Rodzina przyjęła to ze spokojem. A córka oświadczyła pogodnie, że spoko, jest przecież coś takiego jak Dzień Dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz