wtorek, 9 października 2012

Scripta manent


Przypadkiem dowiedziałam się, że w dniu dzisiejszym rozpoczyna się Tydzień Pisania Listów. Nie wiem, czy to przejaw nostalgii za szelestem drobno zapisanych kartek, czy akcja z cyklu „tonący brzytwy się chwyta” Poczty Polskiej, która poza pismami urzędowymi, chyba niczego już nie przesyła, bo korespondencja prywatna przeniosła się do sieci  i na ekrany komórek.  Jakie by jednak nie były przyczyny ogłoszenia tego święta sztuki epistolarnej, muszę przyznać, że sam pomysł obudził we mnie całkiem sympatyczne skojarzenia.

Należę do pokolenia, które pamięta jeszcze czasy, gdy na upragniony list czekało się tygodniami, a czekanie to – zgodnie z regułą „marzenie nad spełnienie” – dostarczało emocji, które trudno dziś uzyskać, e-mailując sobie beztrosko w czasie rzeczywistym. Inna sprawa, że ów czas oczekiwania mógł być też przyczyną różnych niespodzianek. Czytając bowiem w liście upragnione słowa „kocham cię”, nie można było mieć pewności, że to wyznanie wciąż jeszcze jest aktualne, skoro list „szedł” do nas dwa miesiące z okładem. A dwa miesiące to szmat czasu i wiele się może w tym czasie wydarzyć.

Dziś to co innego. SMS o treści „kocham cię” dociera do nas praktycznie w chwili, gdy nadawca zechce się tą rewelacją z nami podzielić, zatem można domniemywać, że przynajmniej jeszcze przez parę minut będzie ona aktualna.  Co więcej, możemy równie szybko zareagować, nie narażając naszego interlokutora na męki oczekiwania, i od ręki poinformować go:  „A ja ciebie nie”.  Niebywała oszczędność czasu i atłasu.

Niestety, choć papier nie należy do materiałów najbardziej trwałych, maile i smsy wydają się jeszcze mnie trwałe i jako pamiątka słabo się sprawdzają. Nie można ich obwiązać czerwoną wstążeczką, schować w uroczym kuferku, zrosić łzami wzruszenia. Z czasem nie nabierają charakterystycznej woni zetlałych kartek, nie żółkną, a zapisane na nich literki nie są jedynym i niepowtarzalnym znakiem nadawcy. Jeśli nawet mają coś w rodzaju duszy, to jest ona jakaś taka… cybernetyczna.

I ciekawe, czy ktoś kiedyś napisze o wyczekiwaniu na mail taki piękny wiersz jak ten Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej -  o pewnej pani, co czekała na listy.

Listy

Pani traci już wszelką powagę:
Czyha w bramie na listonosza!
Patrzy smutno, uśmiechem go błaga
jak ranny leżący na noszach.

Dni tej pani bez listów toną,
idą na dno w żalu bez granic...
aż się dziwi zmartwiony listonosz:
"Ja bym tam napisał do pani"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz